środa, 4 marca 2015

1.



W głównej izbie było bardzo tłoczno. Zapach wina unosił się w powietrzu i mieszał z mniej przyjemną wonią stłoczonych ciał. Głośne rozmowy wypełniały pomieszczenie, ktoś coś wykrzykiwał, ktoś inny się wykłócał.
            Na honorowym miejscu przy stole siedziała pani domu. Miała na sobie piękną suknię, chyba jedną z najlepszych i najbardziej odświętnych. Tego dnia służąca długo czesała kobiecie włosy i teraz układały się w łagodne fale, zachwycając wszystkich swoim blaskiem i pięknem. Wiele osób spoglądało z zazdrością na cudowne kosmyki, a gospodyni uśmiechała się nieznacznie, udając, że niczego nie dostrzega. Uroda pozwalała jej wyróżniać się z tłumu, w dodatku kobieta zawsze umiała skupić na sobie uwagę. Ludzie milkli, gdy mówiła i chłonęli każde jej słowo jak największą świętość.
            – Blair, wyglądasz dziś przepięknie. – Uśmiechnęła się jedna z kobiet i wzniosła toast za panią domu. Ta podziękowała cicho, lekko unosząc kąciki ust.
            Tak, Blair zdecydowanie wyglądała pięknie. Swoją urodą oszołamiała już od wielu lat. Wszyscy zazdrościli jej idealnego życia, wystawnych przyjęć, świetnego męża. No właśnie, mężczyzna jej życia, Edan, siedział tuż obok, chociaż odzywał się zdecydowanie mniej niż jego żona. Wyraźnie próbował jej dorównać, być równie towarzyski i równie zabawny, ale nie miał w sobie tego naturalnego wdzięku, jakim obdarzono Blair. Ona zawsze spychała go na drugi plan, choć nie wiadomo, czy robiła to świadomie.
            – Tak, to prawda. Moja żona z każdym dniem staje się jeszcze piękniejsza. Nie mogę uwierzyć, że znów masz urodziny. W ogóle się nie starzejesz, tylko młodniejesz z każdą chwilą – odezwał się Edan.
            Po izbie rozeszły się pomruki aprobaty, a Blair spuściła lekko głowę, pozwalając, by kosmyki przysłoniły jej twarz. Wyglądała na zawstydzoną i skromną, ale wcale taka nie była. Chłonęła każdy kolejny komplement z ogromną satysfakcją i napawała się podziwem innych ludzi. Mimo tego nie uważała siebie za zarozumiałą. W żadnym wypadku. Blair najzwyczajniej w świecie widziała prawdę. Zdawała sobie sprawę z tego, jak fantastycznie wygląda i że tego dnia w drogiej sukni sprawiała oszałamiające wrażenie.
            Podobał jej się ten wieczór. Zawsze znajdowała się w centrum uwagi, ale tym razem dosłownie wszystkie oczy skierowane były na nią. W końcu nie codziennie obchodzi się urodziny. Dziękowała za składane życzenia, choć najbardziej cieszyły ją prezenty piętrzące się w kącie domu. Już wyobrażała sobie, ile cudownych rzeczy otrzymała. Wolała jednak poczekać z rozpakowywaniem podarunków, delektować się każdą chwilą niepewności i podsycać ciekawość.
            – Czemu twoja córka jest dzisiaj taka milcząca, Blair? – zagadnął jeden z gości.
            Kobieta sama nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Prawdopodobnie po raz kolejny córce coś się nie podobało albo może znów znajdowała się myślami gdzieś daleko. Blair nie potrafiła zrozumieć tej dziewczyny. Zawsze miała jakieś głupie pomysły, które poddawały wątpliwości ich biologiczne pokrewieństwo. Gdyby nie to, że Blair nosiła córkę w brzuchu i trzymała na rękach zaraz po porodzie, na pewno uznałaby, że zaszła jakaś pomyłka.
            – Chyba po prostu jest zmęczona. – Nieznacznie uniosła kąciki ust i upiła łyk wina z niezwykłą gracją. Cokolwiek robiła, wyglądało to pięknie i bardzo zmysłowo. – Deirdre, kochanie, czemu się nie odzywasz?
            Dziewczyna powoli podniosła wzrok na matkę i wydawało się, jakby dopiero teraz ją zobaczyła. Zielone oczy błyszczały w świetle świec. Odbijały się w nich złociste płomienie, które rzucały cienie na blade policzki. Starannie uczesane włosy opadały łagodnymi falami na odsłonięte ramiona. Kosmyki zdobiła prosta, cienka przepaska, z którą dziewczyna nigdy się nie rozstawała. Ten niepozorny przedmiot w połączeniu z długimi, zwiewnymi i prostymi spódnicami sięgającymi aż do samej ziemi, sprawiał, że Deirdre przypominała nieco rusałkę, która właśnie wyszła z wody albo królową leśnych elfów. Była piękna, mimo że swoją urodą nie przypominała wcale matki. Bardziej wdała się w ojca, chociaż kasztanowe loki odziedziczyła właśnie po swojej rodzicielce. Blair zdawała sobie sprawę z tego, że wielu chłopców ogląda się za Deirdre i była z tego faktu niezmiernie zadowolona. Wydawało się bardzo prawdopodobne, że jej córka znajdzie sobie męża z dobrego domu, bogatego i przystojnego, który będzie umiał ją utrzymać i spełnić każdą zachciankę, a dodatkowo dobrze prezentować się u jej boku na przyjęciach.
            – Przepraszam, matko – odpowiedziała dziewczyna, choć jej słowa zabrzmiały jakoś obco, bezuczuciowo.
            – Och, ależ nic się nie stało, kochanie – zacmokała kobieta i znów upiła łyk wina.
            – Blair, a może twoja córka zechce nam coś zagrać? – odezwał się jeden z gości.
            – Tak, to doskonały pomysł – uznała nagle kobieta. – Deirdre, poproś kilku miłych młodzieńców, żeby przynieśli tu twoją harfę.
            Od razu kilku chłopców rzuciło się z pomocą. Blair z lekkim uśmiechem obserwowała, jak podrywają się z krzeseł. Jeden nawet z pośpiechu przewrócił kufel piwa i od razu zaczął przepraszać i nieporadnie wycierać plamę, która powiększała się z każdą sekundą. Blair czuła satysfakcję na myśl, że córka cieszy się takim zainteresowaniem. Naprawdę nie będzie trudno wydać ją za porządnego człowieka. No pod warunkiem, że powstrzyma się przed wprowadzaniem w życie swoich bezsensownych pomysłów, które tak często przychodziły jej do głowy.

            Deirdre nie wierzyła, że Blair znów to robiła. Jakby nie wiedziała, że jej córka wcale nie ma ochoty na publiczne wystąpienia. Matka siedziała jednak dumna i władcza na końcu stołu i patrzyła na swoją Deirdre z wyczekiwaniem. Zdawała sobie sprawę z tego, że córka nie lubi grać dla jej gości, że woli to robić dla przyjemności, a nie po to, by się przed kimś popisać. W dodatku to skupianie na niej uwagi wszystkich chłopców… To było takie irytujące. Matka na siłę próbowała znaleźć Deirdre kandydata na męża, choć ta wciąż uparcie powtarzała, że zamierza poślubić kogoś, kogo pokocha, a nie człowieka, który zapewni jej dostatnie życie.
            Nie miała jednak czasu na dalsze rozmyślania, bo w tym momencie harfa znalazła się tuż przed nią. Cudownie. Deirdre powstrzymała się ostatkiem sił, by nie przewrócić oczami. Dostrzegła, że ojciec posyła jej baczne spojrzenie. No tak, przed przyjęciem odbyli przecież długą rozmowę. Edan prosił córkę, by zachowywała się przyzwoicie. Musiała go posłuchać. W końcu to były urodziny matki.
            Niechętnie dotknęła palcami strun. Uwielbiała harfę, jej brzmienie, dotyk sprężystych nitek pod palcami i dźwięki, które można było wydobyć, jeśli tylko posiadało się umiejętność odpowiedniego nimi poruszania i choć trochę zmysłu artystycznego. Deirdre kochała grać, tworzyć w ten sposób swój własny świat, w którym znajdywała się z dala od matki, od ojca, od kandydatów na męża i od wszystkiego, czego tak bardzo nienawidziła. Muzyka była jej wytchnieniem, pięknem, przyjacielem. Ale tylko wtedy, gdy Deirdre grała dla samej przyjemności, gdy czuła mrowienie pod palcami i pragnienie, by grać. Teraz było inaczej. Matka po prostu jej kazała. Chciała pochwalić się gościom, dać do zrozumienia wszystkim chłopcom, że jej córka nie tylko pochodzi z dobrego domu i jest piękna, ale także posiada jakiś talent. Jedno wielkie przedstawienie mające na celu wzbudzenie podziwu. Deirdre tego nie cierpiała. Istny teatr złudzeń i oczekiwanie na oklaski.
            Mimo tego zaczęła grać. Czuła na karku baczne spojrzenie matki i wyczuwała podenerwowanie ojca. Tak bardzo chciał, by jego córka była normalna i nie wzbudzała żadnych sensacji, jak to często się jej zdarzało. Ale wcale nie dlatego, że Deirdre była złośliwa. Po prostu nie lubiła udawać.
Pozwoliła, by palce mknęły po strunach. Melodia była wolna, melancholijna i sprawiła, że w izbie zapanowała całkowita cisza. Wszyscy chłonęli dźwięki, pozwalali, by wypełniły ich serca, zawładnęły duszą. Niektórzy mieli zamglone spojrzenia, słuchali, a przed ich oczami pojawiały się tajemnicze obrazy.
            Deirdre grała mechanicznie, bez żadnej pasji, zaangażowania. Mimo tego, kiedy skończyła, w izbie nadal panowała cisza. Wszyscy byli oczarowani. Wiedziała, że jest zdolna. Miała tego świadomość i właściwie bardzo ją to cieszyło, choć czuła obrzydzenie na samą myśl, że matka wykorzystuje jej umiejętnośc, by się popisać.
            W końcu rozległy się oklaski. Potem ktoś zdołał przemówić. Wyraził swój zachwyt, swój podziw. Inni dołączyli do niego pospiesznie, zachwalając talent młodej dziewczyny. Kilku chłopców spojrzało na Deirdre z jeszcze większym niż przedtem zainteresowaniem. Czar muzyki wpłynął na nich bardziej, niż dziewczyna by chciała. Wiedziała, że przez jakiś czas młodzieńcy będą oszołomieni. Teraz najwyraźniej pragnęli lepiej ją poznać, może rozważali nawet możliwość zaślubin. Skrzywiła się lekko. Ta myśl bardzo się jej nie spodobała.
            – Mogę już iść, matko? – zapytała. Miała dosyć całej tej maskarady. Chciała udać się do swojego pokoju, uciec od wszystkich gości.
            – Kochanie, są moje urodziny. Chyba nie chcesz sprawić mi przykrości? – zapytała Blair. Uśmiechała się promiennie i czule, choć w jej słowach Deirdre usłyszała fałsz i czającą się groźbę. Nikt inny nie posądziłby tej kobiety o nieodpowiednie zachowanie. Wydawała się taka idealna. Wszyscy dawali się jej zwodzić. Wszyscy prócz Deirdre i Edana.
            – Oczywiście, że nie, matko – odpowiedziała.
            Musiała zostać. W ogóle się jej to nie podobało. Nie miała ochoty na przesiadywanie w izbie. Harfa nadal stała w tym samym miejscu i Deirdre była pewna, że jeszcze poproszą ją, by zagrała. Nienawidziła tego, ale wszystkie przyjęcia w ich domu kończyły się w ten sam sposób. Na szczęście oszołomienie powoli mijało i ludzie znów zaczęli rozmawiać, choć na chwilę zostawiając w spokoju brązowowłosą dziewczynę.
            Niestety byli też tacy, którzy nie skupili się na solenizantce. Deirdre spuściła głowę i zaczęła wpatrywać się w wino znajdujące się w naczyniu. Bawiła się przez jakiś czas czerwoną cieczą i tylko raz upiła łyk. Zdecydowanie bardziej podobało jej się patrzenie na płyn obijający się o ścianki. To zajęcie zostało jej jednak brutalnie przerwane, gdy poczuła, że ktoś siada obok.
            Uniosła wzrok. To był Oisin, chłopak mieszkający niedaleko. Pochodził z jednej z najbogatszych rodzin w Ádh. Miał naprawdę duży dom, świetnie zarabiającego ojca i w dodatku natura nie poskąpiła mu urody. Deirdre wpatrywała się dłuższy czas w szare oczy. Nie potrafiła w nich jednak dostrzec tego, co powinna. Chciała poczuć, że te oczy są najpiękniejszymi oczami na ziemi. Naprawdę chciała, żeby sprawić przyjemność matce, żeby mieć spokój i nie odstawać od norm, być po prostu normalną dziewczyną, która wyjdzie za mąż. Zamiast tego tęczówki wydawały jej się pospolite, nudne. Zmierzyła wzrokiem krótkie, brązowe włosy, nieco jaśniejsze od jej falistych loków. Oisin był ostrzyżony według powszechnie panujących norm. Miał na sobie białą, nową koszulę, starannie zapiętą i wepchniętą w dopasowane, ciemne spodnie. I do tego buty sięgające do połowy łydki. Wsuwane, a nie sznurowane. Buty wsuwane nosili najbogatsi.
            Deirdre podziwiała sylwetkę chłopaka. Przypatrywała się umięśnionym ramionom, przystojnej twarzy, którą zachwycała się połowa dziewczyn w Ádh. Oisin był wymarzonym kandydatem na męża, najlepszym młodzieńcem w okolicy. Deirdre powinna być wniebowzięta, że to właśnie ona miała szansę poślubić tego chłopaka. Tak naprawdę jednak wcale się nie cieszyła.
            Dostrzegł matkę posyłającą jej czujne spojrzenie. Bez słów nakazywała rozpocząć rozmowę i oczarować sobą Oisina. Pewnie liczyła, że chłopak już niedługo poprosi o rękę Deirdre. Tymczasem dziewczyna marzyła o tym, by zniechęcić do siebie młodzieńca i sprawić, że zainteresuje się kimś zupełnie innym. Gdyby dało się decydować o tym, co i do kogo się czuje, Deirdre bez wahania zmusiłaby się do pokochania Osina. Wtedy wszystko byłoby proste. Spełniłaby oczekiwania matki, wiodłaby spokojne, dostatnie życie i w dodatku wszyscy by jej zazdrościli. Ale zamiast tego dziewczyna czuła jedynie odrobinę sympatii do tego chłopaka. Może z czasem to mogło przerodzić się w miłość, ale na pewno nie w najbliższym czasie. Deirdre obawiała się, że jak tak dalej pójdzie, zostanie starą panną. Żaden z wielu zalotników jak na razie nie rozpalił w jej sercu ognia, nie sprawił, że czuła coś więcej, coś szczególnego.
            – Pięknie grałaś – odezwał się Oisin. Jego głos był niski i brzmiący, ale wcale nie sprawiał, że serce Deirdre zaczęło bić szybciej.
            – Dziękuję – skinęła uprzejmie głową. Uśmiechnęła się lekko, ale nie dlatego, że miała na to ochotę. Po prostu tak należało uczynić.
            Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Najwyraźniej Oisin liczył na to, że Deirdre podtrzyma rozmowę, ale ona wcale tego nie chciała. Wolała sprawić, by chłopak czuł się w jej sytuacji niezręcznie, by odszedł jak najszybciej i już nie wracał. Nic jednak nie wskazywało na to, by młodzieniec zamierzał to uczynić. Deirdre uniosła do ust naczynie z winem i pociągnęła spory łyk, chociaż napój zdecydowanie jej nie smakował. Jeśli miała przetrwać tę rozmowę, potrzebowała wzmocnić się alkoholem.
            – Jesteś szczęściarą. Natura obdarzyła cię niezwykłą urodą, dostatnim życiem i ogromnym talentem. I ja też jestem szczęściarzem, bo mogę teraz z tobą rozmawiać.
            Spuściła głowę dokładnie tak jak wcześniej uczyniła to jej matka. Wcale nie czuła się zawstydzona czy onieśmielona, ale chciała sprawiać takie wrażenie, by nie wyjść na zadufaną w sobie. Tak naprawdę modliła się w duchu, by Oisin po prostu sobie poszedł.
            – Miło mi to słyszeć. Nie sądzę jednak, że zasługuję na tyle pochwał. Przeceniasz mnie.
            – Pozwól, że ja to będę oceniał. – Uśmiechnął się w odpowiedzi. – Według mnie wszystko, co powiedziałem, było jak najbardziej właściwe.
            Był miły i czarujący, naprawdę. Nie rozumiała, co z nią nie tak, że nie potrafiła go pokochać. Widziała, że byłby dobrym mężem, najlepszym, jakiego mogłaby mieć. Postanowiła, że musi go lepiej poznać, że nie może przerwać tej znajomości. Matka byłaby niepocieszona, a poza tym jeśli Deirdre miałaby się nigdy nie zakochać, to wolała spędzić życie u boku kogoś takiego jak Oisin.
            Na chwilę w jej sercu pojawiło się uczucie niepokoju. A co jeśli po ślubie nagle odnajdzie swoją bratnią duszę? Co wtedy pocznie, skoro będzie już za późno? Czy naprawdę do końca swoich dni będzie przebywać w więzieniu, na które sama siebie skarze poprzez wypowiedzenie sakramentalnego „tak”? Czy nie lepiej czekać?
            Wiedziała jednak, że nie każdego spotyka prawdziwa miłość. Nie miała gwarancji, że jej będzie dane skosztować tego uczucia. Wolała żyć w małżeństwie z Oisinem niż spędzić całe życie samotnie. Nie takiego losu chciała dla niej matka i nie takiego losu ona sama dla siebie pragnęła. Postanowiła, że będzie miła dla Oisina. Będzie miła i postara się go pokochać, ale niczego nie przyspieszy. Dołoży wszelkich starań, by wszystko toczyło się powoli, a jeśli w ciągu najbliższych miesięcy nie spotka kogoś, na kogo widok jej serce zabije szybciej, zgodzi się na małżeństwo.
            Kiedy podjęła tę decyzję w jej sercu coś obumarło.


 ~*~

Z moich ambitnych planów poprawienia wszystkich napisanych do tej pory rozdziałów niewiele wyszło, ale będę to robić w miarę możliwości. Nie mogłam się powstrzymać, żeby wreszcie czegoś nie opublikować, więc oto jest nowy post. Niewiele na razie można się dowiedzieć o Deirdre. No może poza tym, że ze swoim marzeniem o małżeństwie z miłości zdecydowanie nie wpasowuje się w średniowieczne standardy.
Zachęcam do dodawania bloga do obserwowanych tych, którzy jeszcze tego nie zrobili. 


36 komentarzy:

  1. "– Blair, wyglądasz dziś przepięknie – uśmiechnęła się jedna z kobiet (...)" Uśmiechnęła z dużej litery i kropka po 'przepięknie'.
    "– Chyba po prostu jest zmęczona – uśmiechnęła się (...)" - Uśmiechnęła się od dużej litery i kropka po 'zmęczona'.
    " – Pozwól, że ja to będę oceniał – uśmiechnął się w odpowiedzi." - Uśmiechnął z dużej litery i kropka po 'oceniał'.

    Szkoda, że tak krótko. Zaczytałam się... i tu koniec. Ale fajnie, że pokazałaś nam tak różniące się od siebie charaktery matki i córki - sama mam podobny wątek w swoim opowiadaniu. Lubię pewne siebie kobiety, jednak nie pałam miłością do Blair. Nawet jakoś szczególnie Deirdre nie przypadła mi do gustu, chociaż jest na pewno sto razy lepsza od matki. Mam nadzieję, że w drugim rozdziale pozwolisz poznać nam Lennona, bo już się nie mogę tego doczekać. Coś czuję, że mi się spodoba (:

    Pozdrawiam gorąco,
    Sparrow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wytknięcie błędów, już poprawiłam. A tak swoją drogą, nie zdawałam sobie sprawy, że w tym rozdziale wszyscy co chwilę się uśmiechają :))

      Rozdziały w większości będą mniej-więcej takiej długości, za to planuję napisać ich dużo. Póki co mam 29, a jeszcze została połowa do końca...
      Blair reprezentuje typową postawę kobiety zamożnej - ślub dla wygody, a nie z miłości, wszystko robione na pokaz i dbanie o dobre imię. Nie jest to co prawda osoba bezuczuciowa, bo kocha swoją córkę, ale na pewno nie stanowi przykładu typowej ciepłej matki.
      Deirdre nie dała się dobrze poznać w tym rozdziale, więc może z czasem jeszcze ją polubisz. A czegoś o Lennanie będziesz się mogła dowiedzieć dopiero w rozdziale 3, bo akcja 2 nadal rozgrywa się w Ádh.

      Usuń
  2. Już nie lubię Blair, nienawidzę takich osób, fałszywych, zadufanych i sztucznych, a jej oczekiwania i wymagania w stosunku córki są okropne. Według mnie Deirdre podjęła słuszną decyzję co do znalezienia miłości, może jestem dziwna, ale dziewczyna ma wyjście awaryjne, a w razie czego postara się zrobić tak jak być powinno. Troszeczkę martwi mnie jej ignorancja w stosunku do matki i niechęć do facetów, bez przesady :) Ale mimo wszystko polubiłam Deirdre :) Oisin będzie miał twardy orzech do zgryzienia z dziewczyny :)
    Życzę weny, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, w czasach średniowiecznych wiele ślubów było zawieranych dla wygody czy układów, a nie z miłości, szczególnie w zamożnych rodzinach. Blair wymaga od Deirdre, żeby jakoś zaplanowała sobie przyszłość. Może z punktu widzenia osoby z XXI w. to okropne, ale w wiekach średnich to nie było nic nadzwyczajnego, więc nie byłabym dla Blair aż taka surowa.
      A Deirdre nie chce zostać na zawsze sama. Samotne życie dla kobiety w takich czasach to nic przyjemnego.

      Usuń
  3. W końcu się doczekaliśmy rozdziału ^^
    No więc cóż... czekam na kolejne rozdziały. Bardzo mnie zainteresowałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy, Mam nadzieję, że kolejny rozdział uda mi się dodać w miarę szybko.

      Usuń
  4. A znam to uczucie, kiedy nici z planów i chce się już pokazać wszystkim swoje opowiadanie :) Ja się z ledwością powstrzymuję^^
    Ale fajnie, że pokazałaś już pierwszy rozdział. Był tak wprowadzający i odsłonił na rąbek tajemnicy o Deirdre i jej rodzinie. Ach, teraz masz takie imiona bohaterów, że będę musiała je spisywać na kartkach:)
    Matka dziewczyny to typowa wpatrzona w siebie kobieta. Musi u niej wszystko grać jak w zegarku i stara się, by i jej córka taka była. No i jej uroda, dzięki niej pewnie osiąga każdy cel.
    Deirdre musi mieć ciężko z taką matką, która każe jej, za kogo ma wyjść za mąż. I jeszcze w dodatku została zmuszona do siedzenia na tych urodzinach, mimo iż posłuchała matki i zagrała na harfie.
    Ciekawie się zaczyna i będę czekała na następny rozdział. Ach, klimat średniowieczny, miło poczytać^^

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, imiona są dosyć nietypowe, więc rzeczywiście może się pojawić problem przy pozostawianiu komentarzy. Ale z czasem pewnie się nauczysz, jak się kto nazywa ;))
      Zdecydowanie, Blair jest perfekcjonistką i tego samego wymaga od córki. No i przy okazji zdaje sobie sprawę, jak wiele można osiągnąć dzięki urodzie i odpowiednim słowom.
      No cóż, dawniej zazwyczaj rodzice wybierali swojemu dziecku męża/żonę, więc to nie powinno być dla Deirdre nic nadzwyczajnego. Co prawda i tak nie trzymam się ściśle zasad, którymi rządzono się w średniowieczu. Mimo wszystko Blair nie narzuca Deirdre konkretnego kandydata, tylko pozwala jej wybrać spośród kilku dobrze urodzonych.

      Usuń
  5. Podobało mi się. Ciesze sie wlasciwie, ze tym razem wybrałaś narrację trzecioosobowa, gdyż czytanie z roznych perspektyw zawsze jest interesujace. Brew wydaje się byc dosc bezwzględna i taka...troche nieuczciowa, ale myślę, ze ona jets dość życiowa. ZLezy jej wyraznie na poklasku, ale wlasciwie trudno sie dziwić, ze chce dla córki dobrego męża. Wydaje mi sie jednak, ze nawet jesli Deirde da szansę temu chłopakowi, to nic z tego nie wyniknie, ze nie bedzie z nim szczęśliwa. Czekam za to na tego. Z którym zapewne taka bedzie ;) podoba mi się to ze Deirde ma dosc niecodzienny talent. Bardzo ładnie to opisalas. W ogole udało Ci sie stworzyć naprawdę klimatyczną imprezę ;) czekam na ciąg dalszy z niecierplwoscią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam zdecydować się na tę narrację, skoro będę opisywać zdarzenia z punktu widzenia Lennana i Deirdre. Dodatkowo pojawią się też wątki, w których głównymi bohaterami będą inne postaci, więc właściwie nie miałam wyboru.
      Rzeczywiście, Blair wie, jak ułożyć sobie życie i wyjść na tym jak najlepiej. To samo próbuje zrobić na Deirdre, ale dziewczyna póki co nie rozumie, że jako samotna kobieta będzie miała bardzo ciężkie życie, jeśli już uprze się, że bez miłości nie weźmie ślubu.
      A co do talentu Deirdre, to uwielbiam brzmienie harfy i w ogóle jest w tym instrumencie coś naprawdę pięknego. No i idealnie wpasowuje się w klimat opowiadania.

      Usuń
  6. To dopiero pierwszy rozdział, a ja już mam swoje pierwsze antypatie, nieźle :D
    Oczywiście, można się domyślić, że myślę w tej kategorii przede wszystkim o Blair. Ja wiem, że ona piękna, pewnie i dość mądra (a na pewno zaradna życiowo), ale rany, ona nie wydaje się sympatyczna. Twierdzi, że nie jest zarozumiała, ale po tym fragmencie mam o niej trochę odmienne zdanie. Może to nie tyle zarozumiałość w całej swej okazałości, ale na pewno jakaś cząstka tej raczej negatywnej cechy charakteru w niej tkwi. Poza tym, o zgrozo, dostrzegam w niej zalążki wyrachowania i zdecydowanie zbyt wiele fałszu (a Fe!, tej pani dziękuję, bo mam alergię na fałszywych ludków :P). Chociaż z drugiej strony, gdy tak patrzę na nią, do głowy przychodzi mi zupełnie inna jej ocena. Trochę tak jakby ona była po prostu racjonalistką i jednocześnie osobą, która wytrwale dąży do celu i jest zdecydowanie typem wojownika. W jakiś sposób, pchając Deidre w ramiona O. chce jej zapewnić jak najlepszą przyszłość. Sama pewnie wiele lat temu, tworząc swoją „potęgę” musiała podejmować wiele decyzji, ba, być może przebieg jej życia zweryfikował takie typowo dziecinne, naiwne, idealistyczne podejście i po prostu nauczyła się, że trzeba walczyć i postępować rozsądnie, a nie tak, jak by się chciało. I od tej strony wydaje się być po prostu kimś praktycznym, może odrobinkę przy tym apodyktycznym i… nieszczęśliwym (coś w rodzaju nudnej starej kobietki, która niepowodzenia własnego życia przelewa na każdego kto pojawi się w promieniu dziesięciu kilometrów; nie okej, tak źle z nią nie jest). I od razu robi mi się jej szkoda, bo ona chyba po prostu z różnych względów zawsze musiała postępować właściwie, tak, jak to inni oczekiwali, że postąpi. I tutaj pojawiałby się dość wyraźnie zarysowany kontrast między nią a Deidre. Bo w przypadku Deidre, jak to u młodych osób bywa, bliżej jej do buntowniczki niż racjonalnej pani, która z kieszeni czerwonego płaszczyka wyjmuje liczydło albo kalkulatorek i liczy, co takiego najbardziej by się jej opłacało. Deidre płonie młodością, ideałami, jest pełna życia. Być może, jeśli nie spotkałaby tej prawdziwej miłości, skończyłaby tak jak Blair, wybierając drogę zapewniającą jej dobre życie. Być może bardzo szybko pozbyłaby się swoich ideałów, przestała marzyć o true love i zaczęła swoje życie porządkować na tyle, by móc je bezproblemowo przetrwać – ustatkowałaby się u boku takiego O. Tyle, że obstawiam, że to się nie stanie, bo jak to bywa, historia nie lubi się powtarzać (tym razem nie zadziała stwierdzenie: jaka matka, taka córka xd). Cóż tutaj swoją rolę zapewne odegra Lennon. (awww, ja chcę go tutaj jak najszybciej, bo on musi być genialny i nie mogę się doczekać, i chcę sprawdzić czy on jest taki, jak go sobie wyobrażam, i chcę przeczytać jak to nasza Deidre na niego zareaguje – trafi ją piorun, spod kopuły zacznie dymić czy może wystrzelą fajerwerki ?:D)
    Cieszę się, że przyśpieszyłaś publikację!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy Blair jest zarozumiała, ale na pewno zdaje sobie sprawę, jakie ma mocne strony i jak najlepiej to wykorzystać. A fałszywa jest niewątpliwie, bo w ten sposób łatwiej osiąga się różne cele.
      Niestety, kobieta w takich czasach po prostu potrzebuje męża, żeby dobrze żyć i Blair próbuje to uświadomić swojej córce. Może rzeczywiście ma coś z racjonalistki, tymczasem Deirdre uparcie wierzy w siłę miłości, przeznaczenie itp. Co niestety nie pasuje do standardów świata, w jakim dziewczyna żyje.
      Ale w Deirdre też tkwią resztki rozsądku. W końcu zdecydowała, że nie odrzuci Oisina, tylko zgodzi się go poślubić, jeśli nie spotka prawdziwej miłości. A co do tego, jak to ostatecznie będzie, oczywiście nie zamierzam zdradzać, chociaż nie trudno się domyślić, że w całej sprawie istotny będzie Lennan.
      Szczerze mówiąc nie wiem, czy go polubisz. Przynajmniej na początku to dosyć ponury człowiek. Ale ocenisz to sama po przeczytaniu rozdziału 3 poświęconego tej postaci.

      Usuń
  7. Pierwszy rozdział za mną i muszę powiedzieć, że bardzo podoba mi się twój styl pisania. Naprawdę przyjemnie się czyta i z chęcią oddaje się lekturze. Masz do tego talent :)
    Deirdre wydaje mi się naprawdę intrygującą postacią, Jej zachowanie i chęć ukrycia się w swoim pokoju, w pewien sposób są nawet urocze. Chociaż jeśli chodzi o posiadanie takiej matki, to jej się ani trochę nie dziwię. Mam wrażenie, że Blair to piękna kobieta, za którą kryje się dusza zwodniczego węża. Zdecydowanie nie podoba mi się, jak próbuje manipulować córką... Cóż będę kibicować dziewczynie, aby nie dała się swojej matce i aby udało jej się znaleźć taką miłość, jakiej pragnie. Przecież nie można się tak łatwo poddawać! Fakt, mieszkając w tym konkretnym domu mogą się nasunąć takie myśli, ale oby się to zmieniło.
    Swoją drogą zaintrygowałaś mnie tym pomysłem o krainie, przedzielonej tą tajemniczą barierą. Jestem strasznie ciekawa, co się dalej wydarzy i czy kiedyś ta bariera zniknie? Mam ogromne nadzieje na interesujące wątki, które pochłonął mnie bez reszty :)
    W takim wypadku pozostaje mi życzyć Ci weny, mnóstwa wolnego czasu i motywacji do pisania! Pozdrawiam i jeśli najdzie Cię ochota zapraszam również do mnie: http://saeculo-verbis.blogspot.com/. Tymczasem liczę na szybkie pojawienie się kolejnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nie mylisz się co do Blair. Dzięki takiej postawie kobieta dużo osiągnęła w swoim życiu i tego samego próbuje nauczyć córkę. Bo mimo tej pozornej bezwzględności Blair kocha swoją córkę i chce dla niej jak najlepiej.
      Nie zdradzę, czy bariera będzie w krainie już zawsze, ale na pewno odegra znaczącą rolę w opowiadaniu, szczególnie, że drugim głównym bohaterem jest chłopak mieszkający po drugiej stronie.
      Dziękuję za komentarz i zachęcam do dodania bloga do obserwowanych :))

      Usuń
    2. Coś mi się wydaje, że nie uda mi się polubić Blair, przede wszystkim przez tą jej bezwzględność. Mimo to pocieszające jest to, że jej działania są wywołane miłością do córki, nawet jeśli mi się one nie podobają...
      Bardzo podoba mi się twój pomysł na opowiadanie i już intryguje mnie ten chłopak, o którym wspomniałaś. Nie mogę doczekać się, aż dowiem się o nim czegoś więcej.
      Co do obserwowania bloga, dodałam go sobie już wczoraj, jednakże mam tendencje to wybierania opcji "obserwuj anonimowo". Mam nadzieje, że nie masz mi tego za złe... :D

      Usuń
  8. O ja, jak ja kocham tego typu historie! Zwłaszcza, gdy autor potrafi w stu procentach oddać lekko mistyczny, klimatyczny charakter opowiadania, a Tobie z całą pewnością świetnie to wychodzi :) Coś czuję, że Twój blog będzie należał do moich perełek, tych najukochańszych, na które będę zaglądała w każdej wolnej chwili. Już pierwszy rozdział niesamowicie mnie pochłonął.
    Cóż, chyba nie będzie dla Ciebie niespodzianką, kiedy powiem, że od razu poczułam ogromną niechęć do Blair. Początkowo wydawała mi się dobrą, skromną kobietą, a w miarę dalszego czytania odkrywałam coraz więcej jej wad, które już teraz zaczęły mi przeszkadzać. Czarę goryczy zdecydowanie przelał jej stosunek do córki, ponieważ od zawsze jestem gorącą przeciwniczką tych rodziców, którzy rządzą własnymi dziećmi i chcą ustalić im życie od góry do dołu, bez żadnej zbędnej luki. Oczywiście czasy średniowieczne mają swoje własne prawa, wtedy nawet życie rodzinne wyglądało zupełnie inaczej, ale musisz przyznać, że po dzień dzisiejszy można natknąć się na taką matkę czy ojca, którzy nie wyobrażają sobie, by ich dziecko wystawiło choćby jeden palec poza linię tego, co sami im narysują. To smutne, przez coś takiego jeszcze bardziej doceniam swoich rodziców, którzy zawsze popierali moje wybory i nigdy nie próbowali mnie ustawiać pod ścianą. Tego niestety nie da się powiedzieć o Deirdre. W sumie to prawdziwy cud, że wychowując się w takim dostatku i ogólnym zadzieraniu nosa sama w niczym nie przypomina swojej mamy, pomijając oczywiście kolor włosów. Ma własne zdanie, własny świat i to mi się w niej bardzo podoba. Przykre, że Blair czyni z niej własną osobę, COŚ, czym można się pochwalić przed znajomymi, jak wtedy, gdy nakazała jej zagrać dla gości na harfie. Zamiast kierować się dobrem córki i pozwalać jej podejmować samodzielne decyzje, Blair tylko czeka, by skrupulatnie planować kolejne etapy życia pociechy i wścieka się, kiedy ta okazuje swój jawny sprzeciw. Nawet małżeństwo Deirdre musi być takie, jak sobie wymarzy. Co do tego Oisina, to mnie też nie przekonał; jest miły i całkiem sympatyczny, ale ja też nie poczułam żadnej iskry, nic się między nimi nie zadziało, więc wierzę, że gdzieś tam czeka na Deirdre jej prawdziwy książę, z którym wkrótce zostanie połączona :) Wszystko dlatego, że każdy zasługuje na miłość.
    Piękny rozdział, naprawdę jestem pod wrażeniem. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, bardzo miło mi czytać takie miłe rzeczy. Mam nadzieję, że rzeczywiście to opowiadanie będzie należeć do Twoich ulubionych i że dalsze rozdziały Cię nie zawiodą.
      Blair zdecydowanie nie jest skromna. Zdaje sobie w pełni sprawę ze wszystkich swoich atutów i w pełni to wykorzystuje. Próbuje nauczyć tego samego Deirdre, ale dziewczyna nie jest raczej posłuszną córką. Wspominałam o tym, że w średniowieczu panowały inne zasady i rodzice często wybierali swoim dzieciom mężów/żony, bo nie chce, by wszyscy uznali Blair za okropną osobę. Oczywiście, nie jest to postać, którą będzie się kochać, bo ma mnóstwo wad, ale na pewno nie jest też zła do szpiku kości. No i kocha córkę.
      Deirdre jest, jaka jest,bo bardziej wdała się w ojca, który prezentuje postawę bardziej "współczesnego" rodzica, to znaczy takiego troskliwego, kochającego, który raczej nie będzie niczego dziecku narzucał. No ale Blair ma zdecydowanie silniejszą osobowość i to ona ma w swoim domu ostatnie zdanie na każdy temat.

      Usuń
  9. Lubię Deirdre, bo się wyróżnia. :) Szkoda tylko, że jej matka nie potrafi być dobrą matką... w sumie nie twierdzę, że jest złą, ale powinna bardziej zważać na to, czego chce jej córka, a nie spełniać swoje własne zachcianki. Skoro Deir nie lubi publicznie grać, to powinna to uszanować, a nie zmuszać ją. :/ Jeszcze ta sprawa z małżeństwem, przerąbane...Ten chłopak nie wydaje się zły, ale coś czuję, że to nie jest odpowiedni kandydat dla niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, Blair na pewno nie jest uosobieniem idealnej matki. Zmusza córkę do publicznych występów, żeby znalazło się więcej kandydatów na męża, no a po części też dlatego, żeby sama Blair mogła się pochwalić, jaką świetną ma córkę.
      Oisina będzie można lepiej poznać w kolejnych rozdziałach opowiadania. Ma wiele zalet, ale zdecydowanie nie jest wymarzonym mężem dla Deirdre.

      Usuń
  10. Rozdział był ciekawy, ale moim zdaniem zbyt krótki, właściwie nic nie zdążyło się wydarzyć. Główną bohaterkę też poznaliśmy tylko oględnie i szczerze powiem, że obawiam się, czy nie zrobisz z niej przez przypadek Mary Sue. Deirdre jest perfekcyjnie nieidealna. Może to tylko moje odosobnione uczucie, ale po prostu natychmiastowo kojarzy mi się to z opowiadaniami i postaciami, która sama kiedyś tworzyłam. Wydaje mi się, że to nieświadome, ludzie po prostu chcą by wszystko było piękne, niestety w rzeczywistości tak nie jest. Nie potępiam, bo jak mówię, sama kiedyś tak robiłam (teraz nie wiem czy robię, bo aktualnie nie piszę opowiadania, ale podejrzewam, że nadal tak jest).
    Co do plusów to styl mi się bardzo podoba. Czyta się lekko i w oka mgnieniu dotarłam na koniec rozdziału, czując znaczny niedosyt. :)
    Historia naprawdę bardzo fajnie się zapowiada, ale trudno powiedzieć mi coś więcej, bo czuję jakbym przeczytała 3 czy 4 strony grubej książki. :)
    Powodzenia w dalszym pisaniu i mam nadzieję, że nie weźmiesz mi za złe tego komentarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To z założenia miał być rozdział wprowadzający. Zresztą zdecydowałam się na rozdziały krótsze, ale w większej ilości, ze względu na to, że będę poruszać wątki różnych bohaterów, a bez sensu rozciągać akcję dotyczącą jednej postaci tylko ze względu na objętość. Jeśli jesteś zwolenniczką dłuższych postów, to obawiam się, że może ci to nieco przeszkadzać.
      Deirdre będziesz miała okazję lepiej poznać już w następnym rozdziale. Nie wydaje mi się, żeby była typową Mary Sue, chociaż sama to ocenisz.
      oczywiście, że nie mam Ci za złe tego komentarza. Konstruktywna krytyka jeszcze nikomu nigdy nie zaszkodziła. A przy okazji zacznę się uważniej przyglądać postaci Deirdre, żeby przypadkiem rzeczywiście się nie okazało, że ją wyidealizowałam :))

      Usuń
    2. Szkoda, że raczej nie ma szans na coś dłuższego :(
      Cieszę się, że nie czujesz się urażona i czekam, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o Deirdre. :)

      Usuń
  11. Bardzo dziękuję za pozostawiony komentarz u mnie na ciezar-milczenia. Przyznam szczerze, że wygląd bloga nie jest przyciągający i pewnie gdyby nie Twoja treściwa opinia to pewnie nie skusiłabym się nawet na przeczytanie rozdziału, czego bym pożałowała. Masz bardzo przyjemny styl i, chociaż czasy starożytnie nie są moją tematyką to bardzo chętnie poznam dalsze losy bohaterów tej historii. Ale przejdźmy może do fabuły.
    Blair to typ matki, która ma dziecko na pokaz. Przynajmniej ja to tak nazywam. Zero czułości dla dziecka, wsparcia tylko nakazy, zakazy i zero zrozumienia. W końcu Deirdre nie ma prawa mieć własnego życia, pasji ani marzeń. Musi robić to, co karze jej matka inaczej ta nie będzie zadowolona. Ach, no i oczywiście Deirdre musiała zagrać przed gośćmi, by jej mamuśka miała się czym pochwalić. Co za żenująca sytuacja. Aż dziwi mnie fakt, że Deirdre (cholernie ciężkie imię xD) praktycznie w niczym nie przypomina swojej matki. Niby ma wszystko podane na tacy i w ogóle, ale jakoś specjalnie się nie panoszy ani nie patrzy na innych z góry. Poza tym podoba mi się to, że okazuje matce sprzeciw (w miarę normalnego rozsądku) i nie przytakuje jej posłusznie jak grzeczne dziewczynka.
    Co do małżeństwa - wiem, jak to było w czasach historycznych, gdzie kobiety nie miały praktycznie nic do gadania i musiały wychodzić za kogoś, kogo w ogóle nie kochały. Kimś takim bez wątpienia dla Deirdre byłby Oisin. Nie twierdzę, że ten chłopak jest jakiś okropny, absolutnie. Nawet zyskał moją sympatię tylko między nim, a główną bohaterką nie było ani odrobiny chemii. Żadnej iskry, która mogłaby zrodzić między nimi prawdziwe, przepiękne uczucie. Dairdre musi samodzielnie odnaleźć wybranka swojego serca i wydaje mi się, że jest on bliżej, niż jej się wydaje. Może za tą barierą oddzielającą od siebie krainy znajduje się jej książę? Ciekawe, czy kiedykolwiek uda jej się przez nią przejść.
    Zapowiada się ciekawie i z niecierpliwością wyczekuję nowości. Życzę weny! <3. + Dodałam do obserwowanych :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog jest nadal w budowie i pracuję nad wyglądem, także z czasem powinno być lepiej. Już widać zmiany, mam nadzieję, na lepsze.
      No tak, Blair zachowuje się nie do końca jak matka, bardziej jak właścicielka psa, którego można odpowiednio wytresować. Deirdre chyba po prostu bardziej wdała się w ojca niż w matkę, dlatego nie przypomina Blair. Chociaż po niej na pewno odziedziczyła upór i właśnie przez to cały czas jest problem z osiągnięciem porozumienia.
      Oisin to osoba, która mogłaby być raczej przyjacielem niż mężem. Przynajmniej dla Deirdre. Ale z drugiej strony dziewczyna naprawdę mogłaby trafić o wiele gorzej. Spędzenie całego życia u boku przyjaciela, który zawsze by się o nią troszczył jest chyba lepsze niż samotność.
      Co do drugiej strony Teorainn to mieszka za nią Lennan, którego będziesz miała okazję nieco bliżej poznać w 3 rozdziale :))

      Usuń
  12. Może najpierw zacznę od tego, że skomentuję tutaj epilog "Buntu" (wiem, dość nietypowo, ale nie mam siły już skakać z bloga na bloga, jestem wykończona po tym tygodniu).
    Bardzo się cieszę, że ostatecznie wyszło tak, jak wyszło - Miriam została w domu, pogodziła się z matką, dalej tworzyła udany związek razem z Darayem, ale w sumie nie była taka do końca grzeczna. Była po prostu sobą i chyba właśnie znalazła ten złoty środek, którego tak uporczywie szukała. Podobało mi się także to, że zaprzyjaźniła się z Miriam. Choć to obyczajówka, czasem mam wrażenie, że stworzyłaś dla niej takie własne uniwersum, co się bardzo chwali.
    Co się zaś tyczy nowego opowiadania: jejku, jesteś genialna!! <33 Kocham, kocham, kocham! W ogóle ten pomysł z krainą "Good Luck" podzieloną wielką ścianą... coś mi się wydaje, że Deirdre (wybacz, jeśli źle to napisałam) pozna kogoś po tej drugiej stronie, co będzie oznaczało kłopoty. Ale póki co, nie chcę zbytnio wybiegać w przyszłość. Niezmiernie również podoba mi się mapa, którą najprawdopodobniej sama narysowałaś, prawda? :3 Taka zdolniacha <3 Zazdroszczę Ci tego talentu. Sam pomysł na to opowiadanie jest niezmiernie ciekawy i jedyny w swoim rodzaju.
    Kurczę, jak ja nie lubię takich sztucznych ludzi jak Blair. Pozornie idealnych, milusich dla wszystkich, ale tak naprawdę robiących wszystko pod publikę. Szlag mnie trafia, jak kogoś takiego widzę, dlatego też chyba nigdy nie zapałam sympatią do tej bohaterki. Za to lubię Edana (ze względu na imię i dezaprobatę co do zachowania żony) oraz Deirdre. Dziewczyna jest znakomita, wie, czego chce, ma swój charakter i nie chce ulegać prośbom matki. Mam nadzieję, że kiedyś porządnie się zbuntuje. Przypomina mi to trochę historię z filmu "Zakochana Jane" opowiadającego o losach Jane Austen - Deirdre, trochę tak, jak ona, powinna wyjść za mąż za chłopaka z dobrej rodziny, bogatego, porządnego. Ale ona nie chce, bo czuje do żadnego z nich miłości.
    Choć Oisin wydaje się odpowiednim kandydatem, liczę na to, że dziewczyna nie podejmie tej decyzji zbyt pochopnie. Zwłaszcza dlatego, że nie pała do niego szczególną sympatią.
    Nawet sobie nie wyobrażasz, jak jej zazdroszczę umiejętności gry na harfie! Pięknie to opisałaś - wszyscy byli wsłuchani w jej grę, zahipnotyzowani, a ona sama z łatwością przeciągała palcami po strunach instrumentu. Jak się to czyta, to widać, że wiesz, o czym piszesz po prostu :)
    Zainteresowałaś mnie - tyle Ci powiem - i ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy!
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do "Buntu", jak już pisałam pod poprzednimi komentarzami epilogu - wydaje mi się, że nie mogłam inaczej skończyć tej historii. Miriam musiała się zmienić, żeby być szczęśliwą, a jednocześnie nie mogła się zmienić całkowicie, bo wtedy również nie byłaby naprawdę zadowolona ze swojego życia.
      Tak, Deirdre pozna kogoś z drugiej strony, dokładniej mówiąc, Lennana. Ich znajomość nie będzie jednak jedynym wątkiem tej historii, bo wszystko rozrosło się na razie do 30 rozdziałów (a przede mną z pewnością jeszcze kilkanaście), w których opisywane są też losy innych postaci.
      Mapę musiałam narysować, żeby uniknąć błędów logicznych, bo zaczęłam się łapać na tym, że myliło mi się, po której stronie której krainy leży jezioro albo las.
      Przyznam, że mnie osobiście trochę denerwuje Edan. Jest kochającym, wyrozumiałym ojcem, ale z drugiej strony powinien umieć się postawić żonie, a nie potulnie wypełniać wszystkie jej polecenia. Od razu widać, kto rządzi w tym domu.
      Deirdre jest rozdarta pomiędzy pragnieniem zaznania miłości a rozsądkiem, który podpowiada jej, że jeśli szybko nie znajdzie sobie męża, może wieść samotne i bardzo trudne życie. Ale nie musisz się martwić, dziewczyna dała sobie trochę czasu, więc będzie mogła się zastanowić nad całą tą sytuacją i podjąć odpowiednią decyzję.
      O, a tak w ogóle od czasu, kiedy zapytałaś mnie o irlandzkie zespoły, zdążyłam znaleźć jeszcze kilka nowych, które są naprawdę fantastyczne. Jeśli nadal lubisz taką muzykę to zachęcam do zapoznania się z playlistą bloga - może coś Ci się spodoba :))

      Usuń
  13. Udało ci się ukazać tutaj bardzo fajny kontrast pomiędzy matką i córką. Co do Blair to póki co znajduje się u nie po stronie "tych złych", za to Deirdre przeciwnie. Choć pragnie tej miłości, to jednak postanowiła powiedzieć ostateczne 'tak' Oisinowi jeśli nie znajdzie swojego ukochanego - czyli nie jest typową roztrzepaną marzycielką.
    Dodatkowo wspomnę, że świetnie opisałaś emocje dziewczyny, gdy gra na harfie ( z własnej nieprzymuszonej woli :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Blair raczej trudno zapałać sympatią. To taka typowa silna kobieta, która uwielbia rządzić innymi. Mimo wszystko ma trochę racji, a Deirdre jest tego świadoma, dlatego nie odrzuca ostatecznie Oisina.
      O, dziękuję. Na co dzień mam kontakt z muzyką, dlatego starałam się opisać grę Deirdre tak, jak sama to czuję. Chociaż akurat na harfie nigdy nie grałam, Ale bardzo chciałaby, kiedyś spróbować :))

      Usuń
  14. Zaciekawiłaś mnie fabułą, i pomysłem. Oczywiście nie przypadła mi Blair do gustu, ale prawdopodobnie takie było zamierzenie. Całość jest naprawdę spójna i dobrze się czyta, po prostu po Twoim stylu pisania widać, że masz "to coś" i umiesz pisać, żeby wciągnąć. Zabieram się za resztę :)
    ~E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszą mnie te słowa. Długo wahałam się przed rozpoczęciem publikacją tego opowiadania, bo przeważnie skupiałam się raczej na tekstach obyczajowych, bez żadnych nadprzyrodzonych zjawisk. Dobrze wiedzieć, że mimo wszystko jakoś sobie poradziłam z tym zupełnie nowym dla mnie wyzwaniem ;p

      Usuń
  15. Czyli tak jak myślałam: cholernie bogate słownictwo i rozbudowane opisy.
    I dobrze.
    Bez problemu mogłam wczuć się w sytuację bohaterki poczuć, że też jestem na tych urodzinach ;-)
    Moim zdaniem to niegdysiejsze wychodzenie za mąż bez miłości, dla zaspokojenia potrzeb rodziców i zabezpieczenia majątkowego na przyszłość było totalną głupotą. Ludzie nie mogli tak naprawdę się w sobie zakochać. To już chłopi mieli więcej szczęścia, bo mogli wybrać sobie wybrankę. No, ale nie o tym...
    Rozdział jest świetny, a ta Blair mnie doprowadza do skrajnej irytacji!
    Gdybym ja miała taką matkę, co przy ludziach przykład doskonałości, a normalnie to już niekoniecznie, to bym już dawno wybuchła!
    Dobra, lecę dalej :-)
    xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej mnie cieszy chyba ta wzmianka o rozbudowanym słownictwie. Staram się cały czas je rozwijać, dużo czytam no i profil humanistyczny też miał pewnie na to wpływ.
      No niestety, tak to kiedyś było. Najgorzej, kiedy młoda, piękna dziewczyna musiała wyjść za kogoś, kto mógł być jej dziadkiem tylko ze względu na politykę dynastyczną i inne tego typu sprawy. Więc Deirdre mimo wszystko nie miałaby tak najgorzej, nawet gdyby skończyła u boku Oisina.
      Blair irytuje chyba wszystkich, ale mimo wszystko będę jej trochę bronić. Zdecydowanie nie jest idealną matką, ale kocha swoją córkę i chce dla niej jak najlepiej nawet, jeśli nie okazuje tego tak, jak powinna.

      Usuń
  16. Uwielbiam Blair. Jak sobie ją wyobrażam, to... Opisałaś ją tak, że nie sposób nie poczuć do niej... może nie sympatii, a... kobieta ma po prostu urok i to nie tylko za sprawą wyglądu. Jej charakter, ta wyższość, ważność, interesowność...ale pomimo tego nie jest femme fatale. Po prostu brak mi słów. Taka kobieta może onieśmielać, ale też przyciągać wzrok.
    Różnica między matką i córką znaczna. Skłaniam się bardziej do zrozumienia matki. Miłość kiedyś mija, to chwilowy błysk, a rozsądek zawsze pozostaje i miłość można z czasem wypielęgnować. Nie chciałbym u ciebie na blogu spotkać utopijnego zakochania od pierwszego wejrzenia. Wolałbym zobaczyć uczucie, które się rozwija z czasem, kiełkuje i daje owoce. Spodziewam się, że Deirdre obdarzy uczuciem kogoś kto znajduje się za barierą. Mam rację?
    Nie byłbym sobą gdybym nie powiedział słowa o tatusiu i mężu. Trochę mu współczuje, bo nawet nie sięga żonie do pięt, nie ma też na tyle odwagi i charakteru by wybronić córkę i pozwolić jej być sobą, z drugiej strony mogą to być czasy, gdy liczą się pozory, dobry ożenek, i majątek.
    Dziewczyna trochę tak jakby wyprzedzała swoją epokę, jakby chciała czegoś więcej... jakby oczekiwała od życia za dużo, a przecież nie można mieć wszystkiego.
    Oisin widzę nie odpuszcza. Obawiam się, że to się źle zakończy, że Deirde jakoś będzie chciała posłać chłopaka na drzewo i nie uczyni tego nazbyt grzecznie. Ja trochę ją rozumiem, bo Oisin jest nudny. Naprawdę nie ma w nim niczego czym by mnie zafascynował, niczego co by się mnie w nim jako w postaci podobało. Jest taki spokojny... ale i takie postacie muszą być.
    Czy po twoim apelu poniżej rozdziału mam rozumieć, że akcja toczy się w średniowieczu?
    W obserwowanie niestety się nie bawię. Dodaje u siebie do "polecanych blogów" i gdy już jestem na bieżąco to co kilka dni sprawdzam czy jest nowa część, albo proszę o informowanie.

    Pozdrawiam
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, pierwsza osoba, która lubi Blair. Ja osobiście jakoś szczególnie za tą postacią nie przepadam, lubię ją, ale bez rewelacji. Na pewno dzięki swojej pewności siebie i zdolności postawienia na swoim, Blair jest w stanie dostać wszystko, czego zapragnie. No prawie wszystko, bo Deirdre niespecjalnie chce spełniać oczekiwania matki.
      No tak, wymarzona miłość Deirdre oczywiście czeka po drugiej stronie bariery, żeby nie było tak kolorowo. I zdecydowanie nie będzie to miłość od pierwszego wejrzenia, bo mimo, że coś takiego jak Teorainn nie mogłoby istnieć w prawdziwym świecie, to nie chciałam, żeby uczucie, które połączy dwójkę bohaterów, było równie nierealistyczne i baśniowe.
      Co do tego średniowiecza, to jest to troszkę naciągane. Można powiedzieć, że to jakby baśniowy odpowiednik tamtych czasów. Mimo tego, że u celtów panowały trochę inne zasady niż w niektórych krajach europejskich, to i tak kobiety nie miały tyle do powiedzenia, ile ma Blair, Deirdre, a Cahan, która pojawi się w dalszych rozdziałach, to już w ogóle.

      Usuń
  17. Historia zdecydowanie jest interesująca. Przenosi nas w odległe czasy, może średniowiecza, a nie jest to częste na bloggerze, co stanowi dla mnie miłą odmianę.
    Blair została przedstawiona przez Ciebie w ciekawy sposób. Aż ciężko nie polubić takiej postaci. Ona wręcz błyszczy wśród tłumu. Można by narzekać, że wydawanie córki za mąż, za wybranego kandydata jest okrutne, ale takie są realia dawnych czasów i ciężko winić Blair, że tak właśnie chce postąpić. Smuci mnie tylko fakt, że wykorzystuje talent córki, by przypodobać się innym.
    Z drugiej strony rozumiem Deirdre (masz u mnie dodatkowe punkty za oryginalne imię) każda młoda dziewczyna marzy by zakochać się i wyjść za kogoś z miłości a nie z przymusu :)
    Zaintrygowało mnie twoje opowiadanie, ciekawa jestem co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To z tego co odpisała autorka na mój powyższy komentarz, wychodzi na to, że jesteś już drugą osobą, która lubi ten diamencik, błyszczący wśród tej sadzy i kamieni :)

      Usuń