poniedziałek, 26 października 2015

13.


           
Tego dnia słońce mocno świeciło i sprawiało, że cały Margadh skąpany był w jego promieniach. Co prawda każdy dzień w Mór uchodziła za idealny, ale tym razem Lennan przyglądał się otoczeniu z uśmiechem na twarzy.
Chociaż trudno mu było w to uwierzyć, w pewien pokrętny, niezrozumiały sposób, czuł się szczęśliwy. Choć może to zbyt mocne słowo, bo po prostu znów pamiętał, jak to jest się uśmiechać i czasem zdarzało mu się unieść kąciki ust na dłużej niż kilka sekund. Oczywiście wpływ na tę pozytywną zmianę miały dwie osoby: Deirdre i Breena. Każda z dziewczyn była zupełnie inna i może dlatego wspólnie zdołały uczynić życie chłopaka lepszym. Carry od razu to dostrzegła. Kiedy Lennan zszedł do izby jadalnej, by błyskawicznie pochłonąć śniadanie, oznajmiła, że się zmienił.
Z jakiegoś powodu chłopak nie chciał wyjaśniać, co wpłynęło na tę przemianę. Zamiast tego zaproponował Aidanowi, by towarzyszył mu na Margadh podczas pilnowania stoiska matki. Wiedział, że chłopiec bardzo się ucieszy i tym samym temat rozmowy się zmieni.
Właśnie w ten sposób zaledwie kilka chwil później Lennan znalazł się na stoisku z sukniami. Obok siedział jego młodszy brat, który niecierpliwie wiercił się na krześle. Aidan miał w sobie zbyt wiele energii, nawet jak na małego chłopca. Jednocześnie to właśnie ta ruchliwość czyniła go uroczym. Wiele osób zatrzymywało się przy stoisku tylko po to, by pozachwycać się ciemnowłosym ośmiolatkiem. Aidan stanowił doskonały wabik na klientów.
– Nudzi mi się – jęknął chłopiec.
– Nic na to nie poradzę. Sam chciałeś tu przyjść. Możesz wracać do domu, tylko uważaj po drodze.
– Nie, zostanę– pokręcił głową Aidan. – Jestem już prawie mężczyzną i muszę wiedzieć, jak to jest prowadzić interesy, żebym kiedyś mógł pomagać matce.
Lennan lekko się uśmiechnął. Z jakiegoś powodu zawsze rozczulały go słowa brata. Zresztą chyba nikt nie mógłby powstrzymać się od uśmiechu, widząc ślicznego, małego chłopca, który dumnie wyprostowany usiłował zachować poważny wyraz twarzy.
W jednej chwili uśmiech zniknął z twarzy Lennana. Wszystko przez pojedynczy błysk. Serce zaczęło bić mu szybciej, by już po chwili na powrót się uspokoić. Chłopak pokręcił głową. Zaczynał mieć zwidy.
I właśnie wtedy, kiedy zdołał przekonać samego siebie, że jedynie uległ wymysłom wyobraźni, znów ją zobaczył. Była tak niedaleko, niemal na wyciągnięcie ręki. Nie zmieniła się od czasu ich ostatniego spotkania. Tego dnia miała na sobie zwiewną sukienkę w kolorze intensywnej zieleni, na tle której wyraźnie odznaczały się miedziane włosy. Szare oczy okolone wachlarzem gęstych rzęs mocno błyszczały, odbijając słoneczne promienie. Lennan w osłupieniu podziwiał smukłą szyję, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, lekki uśmiech błąkający się po idealnych ustach i wyprostowaną sylwetkę. Lavena zdawała się doskonała, choć Lennan nie był pewny, czy jego uczucia przypadkiem nie zniekształcały rzeczywistości.
Ból pojawił się niespodziewanie i był tak silny, że przez chwilę chłopak nie mógł się ruszyć. Czekał, aż Lavena odejdzie. Oczywiście mogła przebywać w każdej części Margadh, nawet tej, gdzie mieściło się stoisko Carry. Zresztą i tak kiedyś musieli się spotkać, to było nieuniknione, skoro żyli w jednej wiosce. Szkoda tylko, że Lennan nie przygotował się na szok spowodowany ujrzeniem ukochanej.
I wtedy stała się najgorsza możliwa rzecz – ich oczy się spotkały. Chłopak przez chwilę wytrzymał to spojrzenie, a potem nie był już w stanie dłużej znieść widoku szarych tęczówek. Miał nadzieję, że Lavena odejdzie tak szybko, jak się pojawiła, że zrozumie, iż nie powinna podchodzić zbyt blisko. Wpatrywał się w swoje nieco zabrudzone, sznurowane buty. Ciekawe, czy nowy ukochany Laveny również miał takie. A może nosił wsuwane, na jakie mogli sobie pozwolić tylko najzamożniejsi? To wcale nie byłoby takie nieprawdopodobne. Lennan naprawdę by się nie zdziwił, gdyby Lavena zastąpiła go kimś lepszym pod każdym względem.
Jakiś cień padł na jego twarz i chłopak nie musiał nawet podnosić głowy, by wiedzieć, że to Lavena przed nim stanęła. Czy chciała go torturować? Znęcać się na nim i wywołać jeszcze większy ból? Czy to sprawiało jej aż taką satysfakcję?
– Witaj, Lennanie – przywitała się cicho. Jej głos był tak aksamity i równie niesamowity, jak to zapamiętał. Z bliska dziewczyna prezentowała się jeszcze piękniej.
– Laveno… – wypowiedział jej imię z niemałym trudem. Podniósł się z ławy i ucałował rękę dziewczyny, bo tak nakazywało dobre wychowanie. Do jego nosa doleciał słodki zapach jej ciała, a palce cieszyły się tą pojedynczą chwilą, gdy mogły dotknąć ukochanej.
– Jak ci się wiedzie? – zapytała.
Wszystko dobrze. Leczę złamane serce, przez wiele tygodni nie potrafiłem się uśmiechać. Straciłem wiarę w sens życia i własne poczucie wartości, bo zostawiłaś mnie dla innego. A kiedy wreszcie się otrząsnąłem, ty przychodzisz tutaj i wszystko niszczysz. Znów jestem zagubionym chłopakiem pogrążonym w smutku. Tak, z pewnością właśnie to Lavena chciała usłyszeć. Zawsze była nieco próżna.
– Głownie pracuję i pomagam matce. No i chodzę na spacery do lasu.
A oprócz tego poznałem dwie dziewczyny. Z jedną powoli się zaprzyjaźniam, druga jest zupełnym twoim przeciwieństwem, pomaga zapomnieć o bolesnej przyszłości, pozwala mi na pocałunki, choć wie, że nie żywię do niej żadnych głębszych uczuć. To moja odskocznia od codzienności. A w lesie spędzam prawie każdą wolną chwilę, rozmawiając z dziewczyną z Ádh. Aha, no i obojętnie, kogo kiedyś poślubię, bo właściwie wypadałoby znaleźć żonę już wkrótce, na zawsze będę nieszczęśliwie zakochany i nie zdołam odwzajemnić miłości tej, z którą wezmę ślub. Także jest świetnie, Laveno, miło, że pytasz.
 – Cieszę się, że wszystko dobrze. – Lennan nie był pewny, czy dziewczyna po prostu z niego kpi, czy może najzwyczajniej w świecie próbuje stłumić wyrzuty sumienia. Bo przecież nie mogła nie zauważyć, iż to wszystko było kłamstwem. Przecież za dobrze go znała, by uwierzyć. No chyba, że się mylił, że cały ich związek od początku był tylko złudzeniem… – Przyniosłam suknię do zacerowania – powiedziała po chwili przeciągającej się ciszy i wyciągnęła rękę z bladoróżową tkaniną. – Pamiętam, jak twoja mama kiedyś uratowała mnie przed gniewem ojca. Jest najlepsza.
No tak … Gdyby nie pechowe rozdarcie materiału, nigdy w życiu by się nie spotkali. Najwyżej minęliby się na ulicy, jak to bywało przedtem. Pewnie Lennan zachwyciłby się urodą nieznajomej, ale to wszystko. A może nawet nie zwróciłby na nią uwagi. A tak… tak musieli rozmawiać i to wszystko się zaczęło. Teraz znów spotykali się za sprawą rozdartej sukienki. Co za ironia!
– Nie ma sprawy, zaniosę to matce i wszystko będzie gotowe za kilka dni.
Lennan wyciągnął przed siebie rękę, a Lavena podała mu jasną tkaninę. Na ułamek sekundy ich palce się zetknęły i chłopak poczuł prąd przeszywający całe jego ciało. Wiedział, że dziewczyna nie odczuwa tego promieniowania. Przecież teraz kochała kogoś zupełnie innego i dotyk Lennana nie robił na niej żadnego wrażenia.
– Dziękuję. Wiem, że między nami wszystko nieco się skomplikowało, ale nie chciałabym, żebyśmy całe życie się unikali. Naprawdę dobry z ciebie człowiek i bardzo cię polubiłam. Do tej pory trzymałam się z dala, żebyśmy oboje mieli czas na przywyknięcie do nowej sytuacji. Ale nie chcę już uciekać. Ty i ja podążamy różnymi drogami, lecz nie chcę cię stracić. Chyba, że to dla ciebie za trudne. Jeśli tak, powiedz i zrozumiem, dam ci spokój.
– Unikanie się jest bez sensu. W końcu mieszkamy całkiem niedaleko. Takie zachowywanie dystansu byłoby naprawdę kłopotliwe.
– Och, nawet nie wiesz, jak cieszą mnie te słowa! Bardzo chcę mieć cię za przyjaciela. No i nie wyobrażam sobie, byś nie pojawił się na moim ślubie! Ale teraz muszę już lecieć, wybacz. Porozmawiamy dłużej, kiedy odbiorę suknię. Do zobaczenia, Lennanie.
Odeszła. Tak naprawdę Lennan cały czas kłamał. Może i unikanie Laveny wymagało wysiłku, ale było warte zachodu. Chłopak nie musiał się wtedy obawiać kolejnej fali bólu. Zresztą jak Lavena to sobie wyobrażała? Przy spotkaniach zamierzała opowiadać o swoim cudownym mężu, być może także dzieciach? A może w ogóle mieli się spotykać we troje? Mimo że Lennan nie znał narzeczonego Laveny, miał pewność, iż nie polubi tego mężczyzny, jakkolwiek dobry byłby to człowiek.
– Nie lubię jej – odezwał się Aidan po chwili milczenia. Lennan spojrzał na brata z nieukrywanym zdziwieniem. Słyszał to już po raz drugi.
– Przecież kiedyś ją uwielbiałeś.
– Wcale nie. Lubiłem ją, bo była miła. Ale teraz myślę, że jest okrutna. Poza tym nie znoszę ludzi, którzy cię krzywdzą. My, bracia, musimy trzymać się razem – uśmiechnął się chłopiec. Lennan poczuł wzbierającą w nim falę wzruszenia. Naprawdę mięknął. Wszystko przez to złamane serce.
– Jesteś najlepszy na świecie, Aidanie.
– Przypomnę ci te słowa, gdy będziesz na mnie o coś zły.
Lennan zaśmiał się, chociaż wcale nie odczuwał radości. Wolał jednak udawać, że ma się dobrze. Nie przypuszczał, że spotkanie z Laveną wywrze na niego taki wpływ. Gdyby ktoś kilka dni wcześniej zapytał, jak się czuje na myśl o utraconej ukochanej, powiedziałby, że już pogodził się ze stratą. Ponowne ujrzenie Laveny sprawiło jednak, że wszystkie uczucia wróciły.
Jeszcze długi czas chłopak w milczeniu przypatrywał się pospiesznie mijającym go ludziom. Możliwe, że od tej pory jego życie miało się składać z ciągłego cierpienia, zapominania i ponownego bólu przy każdym spotkaniu. Lennan nie miał tyle siły woli, by całkowicie zrezygnować z Laveny, choć zdawał sobie sprawę, jak bardzo będzie cierpieć.


Kiedy wszedł do domu, matka od razu wiedziała, że coś się stało. Łączyła ją z synem szczególna więź, może dlatego, że już od wielu lat próbowała pełnić rolę obojga rodziców. Spojrzała na Lennana z troską kryjącą się w ciemnych tęczówkach, takich samych jak jego. Chłopak cicho westchnął. Nie miał ochoty na wyjaśnienia.
– Co się stało? – zapytała Carry, stawiając przed synem naczynie z parującym naparem z ziół.
– Po prostu miałem dzisiaj gorszy dzień.
– Gorszy dzień? Wyglądasz, jakby właśnie nastąpiła katastrofa. Dawno nie widziałam cię w takim stanie. A ostatnio zdawało się, że wreszcie zaczynasz żyć na nowo. Co się dzieje, Lennanie?
– Nic. Po prostu wszystko się skomplikowało! – krzyknął, uderzając pięścią w stół. Carry się wzdrygnęła. Lennan tymczasem poderwał się na nogi, prawie wywracając naczynie z naparem. – Idę do siebie – oznajmił i pospiesznie ruszył po schodach.
Nadal był roztrzęsiony po spotkaniu z Laveną. Nienawidził samego siebie za to, że ta dziewczyna wciąż działała na niego w taki sposób. Jakim cudem nadal kochał ją bez opamiętania? Gdyby któregoś dnia stanęła w progu jego domu i poprosiła o wybaczenie, on od razu by się zgodził, a może nawet podziękował. Był taki żałosny! Matka pewnie powiedziałaby, że to oznaka dobrego serca i prawdziwych uczuć. Szkoda tylko, że te uczucia raniły dogłębnie i czyniły Lennana bezbronnym, niemęskim.
Położył się na łóżku i utkwił wzrok w belkach na suficie. W wąskich szczelinach zbierał się kurz i najpewniej mieszkały tam także małe pająki. Kiedy Aidan był młodszy, bardzo bał się tych stworzeń. Lennan pamiętał, że chłopiec piszczał i płakał za każdym razem, gdy któryś z pająków postanowił wyjść ze swojej kryjówki i powoli przesuwał się po ścianie. Lavena też krzyczała na taki widok. Podobnie było, gdy ujrzała karalucha. Albo jeszcze innego insekta. Czasami nawet z piskiem wchodziła na ławę albo na stół i błagała Lennana, by zabił żyjątko, które ją przestraszyło. Kiedy było po wszystkim, zachowywała się, jakby ukochany dokonał czegoś niewyobrażalnego. W jej oczach dostrzegał podziw i czuł się jak prawdziwy bohater.
I pomyśleć, że to wszystko zaprowadziło go do punktu, w którym leżał na łóżku ze złamanym sercem i zastanawiał się, czy ból kiedyś zelżeje. To by było na tyle, jeśli chodzi o tę całą wielką miłość. Wyraźnie słyszał przytłumione głosy dochodzące z głównej izby. Pewnie Carry wypytywała o szczegóły spotkania z Laveną, a Aidan posłusznie wszystko relacjonował.
Jeszcze jakiś czas Lennan trwał w bezruchu, przysłuchując się słowom, których nie potrafił zrozumieć. W końcu poderwał się z łóżka i pospiesznie zszedł z powrotem do pomieszczenia, w którym siedzieli brat i matka. Na jego widok oboje lekko podskoczyli, jakby właśnie zostali na czymś przyłapani.
– Wychodzę – oznajmił.
– Gdzie? – Carry wyglądała na zaniepokojoną.
– Do lasu. – Wiedział, że te słowa jedynie wzmogą niepokój matki. Ostatnio spędzał w Collie Fada coraz więcej czasu.
Błyskawicznie pokonał drogę przez miasto. Przemierzył Margadh niemal biegiem i wkrótce znalazł się w lesie. Nogi same prowadziły go ku Teorainn Diamond, chociaż wcale nie miał pewności, czy spotka tam Deirdre. Postanowił udać się na polankę. I pomyśleć, że jeszcze do niedawna robił wszystko, by trzymać się jak najdalej granicy! Teraz niemal z ulgą usiadł w miejscu porośniętym pięknymi kwiatami i oparł się o niewidzialną barierę. Ukrył twarz w dłoniach i trwał tak przez dłuższą chwilę.
Usłyszał jakiś ruch i od razu się obrócił. Przed nim stała Deirdre. Na jej widok poczuł niewyobrażalną ulgę, jakby nagle wszystko stało się lepsze, choć tak naprawdę nie zmieniło się zupełnie nic. Dziewczyna przypatrywała się mu uważnie, lekko marszcząc brwi. Tego dnia miała na sobie fioletową suknię, w której kiedyś już ją widział. Znów trzymała w dłoni łuk.
– Co się stało, Lennanie?
– Czemu wszyscy mnie o to pytają? – westchnął przeciągle i usiadł tak, by widzieć dziewczynę.
– Hmm, może dlatego, że wyglądasz, jakby właśnie świat się kończył. Nawet wtedy gdy pierwszy raz się spotkaliśmy, było lepiej. Ktoś umarł?
Z jakichś niewytłumaczalnych powodów troska czająca się w oczach Deirdre sprawiła, że Lennanowi zrobiło się lżej. Spojrzał z wdzięcznością w zielone tęczówki i spróbował się uśmiechnąć, ale chyba niespecjalnie mu to wyszło. Zaczął rozmyślać nad zasłyszanym pytaniem. Czy ktoś umarł? Może nie dosłownie, ale Lennan odnosił wrażenie, że tego dnia on sam umarł przynajmniej po części. Po raz kolejny, ale tak samo boleśnie i prawdopodobnie tak samo nieodwracalnie utracił cząstkę siebie, kolejną cząstkę, dzięki której kiedyś był skłonny do śmiechu.
– Jeśli nie chcesz mi mówić, to nie szkodzi – powiedziała Deirdre po chwili przeciągającego się milczenia, chociaż ruchy przeczyły jej słowom.
– Widziałem ją dzisiaj – odezwał się w końcu.
Dziewczyna powoli uniosła wzrok do tej pory utkwiony w leśnej ściółce. Już nie wyglądała na przygnębioną, bardziej na zatroskaną i zaciekawioną. No i z jej oczu zniknęło rozczarowanie. Lennan nic z tego nie rozumiał. Czemu jego zaufanie tak bardzo się dla niej liczyło?
– Lavenę?
– Tak. Przyszła na stoisko mojej matki i prosiła, żeby zacerować jej suknię. No i powiedziała, że nadal bardzo mnie lubi i chce się przyjaźnić.
– I niby jak ona to sobie wyobraża? – parsknęła Deirdre. Wyglądała na wściekłą. – Czy naprawdę jest aż tak głupia, by nie wiedzieć, że każde spotkanie skazuje cię na ból? No chyba, że uważa, iż zdążyłeś o niej kompletnie zapomnieć…
– Nie sądzę.
– W takim razie jest zapatrzoną w siebie egoistką, która czerpie przyjemność z ranienia innych! – wykrzyknęła Deirdre. Lennan chyba jeszcze nigdy nie widział jej tak rozemocjonowanej.
– A może po prostu naprawdę mnie lubi i pamięta te wszystkie cudowne chwile? Może nie chce tego tracić i ma nadzieję, że kiedyś mi przejdzie? Nikt nie lubi rezygnować z przyjaciół – wtrącił Lennan. Wiedział, że nie powinien bronić Laveny, ale nie potrafił inaczej.
– Jak ja – wyszeptała Deirdre i spuściła głowę.
Lennan miał ochotę krzyknąć z frustracją. Jak mógł być tak głupi i zapomnieć o tym, co dziewczyna opowiadała o Oisinie!? Właśnie porównał ją do Laveny, która zraniła go i porzuciła.
– Nieprawda. Wiele was różni – próbował ratować sytuację. – Zawsze byłaś szczera wobec Oisina i starałaś się być dobrą przyjaciółką. On doskonale zdaje sobie sprawę z twoich uczuć. Sam skazuje się na ból.
– Wiesz co, Lennanie? Jestem okropna. Pewnie czujesz się koszmarnie, a ja zamiast coś powiedzieć, użalam się nad sobą. Zapomnij, mam swoje problemy, ale jakoś je rozwiążę. A co do Laveny, to sądzę, że powinieneś na razie trzymać się z daleka. Pewnie przyjdzie do ciebie jeszcze nieraz i poprosi, byś jej od siebie nie odpychał. Ale musisz poczekać. Kiedyś w końcu pogodzisz się z rozstaniem. Jeśli teraz zaczniesz się z nią widywać, każdy dzień będzie taki jak dzisiaj. Nieszczęśliwa miłość powoli wyssie z ciebie całą energię i chęć życia.
Lennan nie był pewien, co oczekiwał usłyszeć. W głębi duszy wiedział, że Deirdre ma rację. Poczuł dziwny ucisk w sercu, gdy przypomniał sobie aksamitny głos, miedziane kosmyki i błagalną prośbę skrytą w szarych oczach, gdy Lavena odwiedziła go na Margadh. Wtedy nie był w stanie odmówić jej przyjaźni. Miał nadzieję, że przy następnym spotkaniu znajdzie dość siły, by to zrobić.
 – Dziękuję, Deirdre. Dobrze mieć taką przyjaciółkę. Prawdziwą przyjaciółkę – powiedział w końcu. Znów oparł się o Teorainn Diamond i spojrzał w niebo przesłonięte przez gałęzie drzew.
– Nie ma za co, Lennanie. Od tego właśnie są przyjaciele – odpowiedziała Deirdre i usiadła dokładnie w ten sam sposób. – Nie lubię, kiedy jesteś smutny. Odczuwam wtedy ogromną potrzebę, żeby jakoś ci pomóc. Ale niewiele mogę zrobić. Tak naprawdę wszystko zależy od ciebie i od tego, czy będziesz silny.
– A mówią, że problemów przybywa z wiekiem – zaśmiał się gorzko Lennan. – Jeśli teraz czuję się koszmarnie, to nie wyobrażam sobie, jak przetrwam dorosłość.
– Też czasem się nad tym zastanawiam. Ale może po prostu mamy pecha. Może naszym rówieśnikom układa się lepiej – westchnęła Deirdre.
Jeszcze przez długi czas siedzieli w milczeniu. Tak naprawdę słowa niewiele mogły zdziałać. Czasami największym wsparciem okazuje się bliskość drugiego człowieka, świadomość, że ktoś znajduje się tuż obok. Nawet, jeśli ta bliskość jest złudna, zakłócona przez obecność Diamentowej Granicy.
– Dziękuję – odezwał się Lennan.
– Ja też ci dziękuję.
– Za co? – zapytał zdziwiony.

– Za wszystko. Tak po prostu. Za to, że jesteś.

~*~

Jestem bardzo ciekawa Waszych reakcji po spotkaniu Lennana z Laveną.



21 komentarzy:

  1. To mój pierwszy komenatrz na twoim blogu, w sumie na każdym z blogów, a ten jest trzecim, który czytam. Pochłonęłam twoje dzieła w 3 ostatnie dni i po prostu się zakochałam w twoich opowiadaniach. Masz taki świetny styl pisania! Mam nadzieję, że następną część dodasz jak najszybciej, tak samo jeśli chodzi o śmiertelny pocałunek.
    Co do spotkania Lennana z Laveną to uważam, że ta dziewczyna to najgorsze co może być w życiu Lennana i nie rozumiem jak można być taką jedzą albo być taką obojętną na uczucia ludzi. Czy ona nie widzi, że on cierpi? Jest aż tak ślepa czy po prostu jego ból sprawia jej przyjemność? A Deirdre jest naprawdę świetną przyjaciółką. Mam nadzieję, że koniec końców jakoś się tak stanie, że ta bariera zniknie (nie wiem, może jakaś magia XD). I ciekawi mnie jak rozwinie się sprawa ze ślubem.
    Z niecierpliwością czekam na następną część :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że tak spodobały Ci się moje opowiadania. Na "Teorainn" staram się dodawać rozdziały w miarę często, w przypadku "Śmiertelnego Pocałunku" raczej minie jeszcze dużo czasu, nim uda mi się wprowadzić gruntowne zmiany do kolejnego rozdziału i go opublikować.
      Lavena pewnie zdaje sobie sprawę z cierpienia Lennana Myślę, że dla niej gorsze byłoby poczucie, że L. zdążył o niej zapomnieć, a tak przynajmniej może wciąż mieć poczucie, że była naprawdę wyjątkowa, skoro chłopak jeszcze nie zaczął na nowo układać sobie życia.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Lavena chyba nawet nie wie, co przezywa jej były chłopak, a nawet jesli się domyśla, to woli tego nie roztrząsać. Dla niej nie mogło byc to nic poważnego. Chyba mówiła o tej przyjaźni tylko z grzeczności, bo jakos musiała go namówić, zeby wziął te sukienkę, co wlasciwie jeszcze gorzej o niej świadczy. Jednak na szczescie dla Lennana tok nie było to. Ma jeszcze czas na prawdziwa milosc i podejrzewam, ze wiem, kto się nią okaże, choc podejrzewam, ze ze wzgledu na istnienie pewnej niewidzialnej bariery, to uczucie moze nie należyć orzynajmniej przez jakis czas do najszczęśliwszych. Coekawa jestem niesamowicie, jak to dalej pociagniesz, ale naprawdę cudowni się robi na sercu, kidy opisujesz relacje miedzy dwójka głównych bohaterow, oni sie tak idealnie rozumieją, to niesamowita więź. Tylko pozazdrościć. Podobnie jak Twojemu stylowi ;) pozdrawiam i życzę duzo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Laveną to trochę nie wiadomo - może proponowała Lennanowi przyjaźń, żeby zajął się sukienką, może żeby zrobił jej meble na ślub, a może w ogóle po to, by móc dalej żyć ze świadomością, że on o niej nie zapomni, że wciąż będzie ją kochał i wzdychał z tęsknotą, kiedy ona ułoży sobie życie u boku męża..

      Usuń
  3. Myślę i myślę co napisać i jakoś mi dzisiaj trybiki wolno pracują :)
    Lavena... Nie wiem dlaczego, jak również nie potrafię powiedzieć w jaki sposób, lecz wyobrażałam ją sobie inaczej. Chociaż podejrzewam, że to dlatego, że za każdym razem to Lennan ją opisywał w swoich wspomnieniach. Dla niego zawsze była i pewnie będzie ideałem.
    Ich spotkanie wypadło przypadkiem, choć mój podstępny umysł domaga się intrygi np. Lavena czaiła się za każdym razem aby zobaczyć chłopaka. Wiem, że to mało prawdopodobne, po za tym dziewczyna nie miałaby chyba po co tego robić. Chyba, że nagle zapragnęła Lennana... Nie, nie słuchaj mnie. To tylko moje domysły :) No i najważniejsze - nie wyobrażam sobie Lennana na jej ślubie! Chociaż z drugiej strony, gdyby towarzyszyła mu Breena... Ach, będę już cicho.
    Wzajemne zrozumienie pomiędzy Lennanem i Deirdre(yeah! po raz pierwszy napisała imię poprawnie bez zaglądania w rozdział jak to się pisze! :D) jest świetnie wykreowane. Dwie zagubione dusze, które będąc blisko siebie są w stanie naprawdę się otworzyć i po prostu być sobą.
    Co do zniknięcia Diamentowej Granicy - jak przeczytałam w komentarzu wyżej - mam mieszane uczucia. To byłoby oczywiście coś, jednak jeśli głównych bohaterów połączy uczucie, to ich statusy się nie zmienią. A z matką Deirdre jako cerber, Lennan nie miałby szans. Moje kolejne, pewnie zbędne, przemyślenie. x)
    Jak zwykle czytało mi się przyjemnie :)
    Pozdrawiam, Sapphire ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy Lavena będzie dla Lennana ideałem już zawsze. Może kiedy wreszcie zupełnie się odkocha, sytuacja trochę się zmieni i zacznie postrzegać ją jako prawdziwą Lavenę - z jej wszystkimi wadami i zaletami. Lavena po części pragnie Lennana, ale nie jako kandydata na męża, tylko jako taki cień wiecznei zakochanego w niej chłopaka, który będzie podnosił jej poczucie wartości, ale jednocześnie nie będzie przeszkadzał w układaniu sobie życia z kim innym.
      O, cieszę się, że zwróciłaś uwagę na coś bardzo ważnego, o czym będzie więcej w dalszych rozdziałach - Teorainn nie jest jedyną dzielącą tę dwójkę granicą i może nawet nie jest granicą najgorszą ze wszystkich tych barier, które znajdują się pomiędzy Deirdre a Lennanem.

      Usuń
  4. Na początku tego rozdziału również pomyślałam, że Lennan się zmienił i to pozytywnie. Znowu zaczął odczuwać zwykłą radość, a przynajmniej było tak do czasu tego nieszczęsnego spotkania z byłą dziewczyną. Lavena jest straszna. Brak jej zwykłej empatii, a może nawet i tupetu. Ona zachowuje się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Nie stara się zrozumieć uczuć chłopaka, tylko wciska się do jego życia bez uprzedzenia i domaga się jego obecności na jej ślubie. Dobre sobie. Mam nadzieję, że on odmówi, a nie będzie się męczył w imię zachowania pozorów. Ewentualnie przyjdzie z Brenną, aby udowodnić, że potrafi być szczęśliwy. Tak, to byłoby dobre rozegranie.
    Ta relacja między Lenannem a Deidre zaciska się coraz bardziej i ja sama nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony to fajnie, że oboje mają kogoś do kogo mogą się zwrócić i zwyczajnie porozmawiać. Z drugiej stają się coraz bardziej od siebie zależni, widzą w sobie przyjaciół, ale to z czasem może się rozwinąć i ta granica, która ich dzieli może okazać się przeszkodą nie do pokonania. Trochę się tego obawiam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pomyślałam, że Lennan mógłby pojawić się na ślubie z Breeną. A szkoda, bo ona sama pewnie chętnie by się tam wprosiła i trochę zrobiła na złość Lavenie.
      Teorainn zdecydowanie będzie dużą przeszkodą, bo znajomość Deirdre i Lennana rozwija się z każdym kolejnym rozdziałem. Czasami bariera będzie przeszkadzała bardziej, a czasami prawie w ogóle. Zależy od chwili.

      Usuń
  5. To spotkanie musiało być dla niego naprawdę trudne... Kurcze... Lavena chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że jemu nadal tak bardzo zależy. Bo czy byłaby aż tak egoistyczna, żeby namawiać go na przyjaźń, wiedząc, że spotkania z nią będą sprawiać mu ból? A może myśli, że jak będzie mógł się z nią widywać, to ból zelżeje? Ech.. De ma rację, on powinien unikać Laveny, bo inaczej się z niej nie wyleczy. Nie da się przyjaźnić z kimś, kogo nadal się kocha. No bez jaj... Może Lavena w końcu odpuści. Jeszcze zaprosiła go na ślub... nie no, to już przesada. Do niej chyba naprawdę nie dociera, jak bardzo go zraniła. Dobrze, że spotkania z D chociaż trochę mu pomagają. Widać, że tworzy się między nimi coraz głębsza więź. :) Szkoda tylko,że oddziela ich ta granica. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może Lavena nie jest świadoma, jak wielki ból wyrządziła Lennanowi, ale na pewno nie zaprosiła go na ślub i nie proponowała przyjaźni, bo wierzy, że się odkochał. Wręcz przeciwnie. To takie trochę jej środki zapobiegawcze, żeby przypadkiem Lennan kompletnie o niej nie zapomniał. To taki jej bardzo okrutny sposób na podwyższanie sobie samooceny i poprawianie humoru - bo przecież bardzo miło jej będzie mieć świadomość, że prócz męża jest jeszcze ktoś, kto do niej wzdycha i rozpacza, że nie może być z tak cudowną osobą jak sama Lavena...

      Usuń
  6. Kolejny emocjonujący rozdział! Nie spodziewałam się spotkania Lennana z Laveną. Tak długo była tylko osobą ze wspomnień, że chyba zaczęłam odnosić wrażenie, że takową pozostanie, a tu? Niespodzianka! Co prawda niezbyt przyjemna, ale jak najbardziej ciekawa. Zresztą muszę przyznać, że ta dziewczyna wkurzyła mnie jedynie swoim zjawieniem się. Dobrze, że nie wpadłam w furię, kiedy przeczytałam o tej domniemanej przyjaźni. Nie mam pojęcia, jak ona to sobie wyobraża, ale dla mnie wydaje się bezduszną istotą. W końcu jak można tak po prostu skazywać Lennana na cierpienie? Dobrze, że chłopak ma Deirdre. Podoba mi się to, że znaleźli się oni w swoim stałym miejscu oboje, mimo że wcześniej nie umawiali się. Jakby coś ich do siebie przyciągnęło, kiedy zaszła taka potrzeba. Zresztą podoba mi się, jak rozwija się ich znajomość, mimo że dzieli ich bariera. Ja wciąż wierzę, że gdy nastąpi odpowiedni moment, ona zniknie. W końcu nie może tam znajdować się wiecznie.
    Jestem szalenie ciekawa zakończenia tej historii. Wiem, że jeszcze muszę na niego poczekać, ale mam coraz większą ochotę poznać jej finał. Intryguje mnie... Eh... Czekam na ciąg dalszy! Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poznanie Deirdre rzeczywiście było dla Lennana najlepszym, co obecnie mogło go spotkać. Gdyby nie miał przyjaciółki, to nagłe spotkanie z L. mogłoby wprawić go w o wiele gorszy nastrój i nawet nie miałby komu się zwierzyć, czy od kogo otrzymać rady.
      Oj, do zakończenia jeszcze daleko, więc zanim dowiesz się, co się stanie z barierą, minie jeszcze sporo czasu. Nie będę nic zdradzać ;p

      Usuń
  7. No i pojawiła się Lavena. Muszę przyznać, że bardzo niecierpliwie wyczekiwałam aż ona natknie się ponownie na Lennana, bo zwyczajnie chciałam mieć możliwość wyrobienie sobie na jej temat własnej opinii. Także niezmiernie cieszę się z tego, że już po tym rozdziale mogłam sobie jej osobę odpowiednio sklasyfikować… W sumie spodziewałam się, że ona okaże się typową rozkapryszoną dziewczynką, która jedynie w oczach zadurzonego w niej Lennana uchodziła za cudowną osóbkę. I chyba nadal taka wizja Laveny mnie nie opuszcza, aczkolwiek ona zdecydowanie nieco wyblakła. Sama nie wiem, może ona rzeczywiście jest nieświadoma bólu, jaki sprawiła i nadal sprawia Lennanowi, składając choćby tę propozycję przyjaźni? Hmm… nie, chyba jednak nie. W końcu ta wersja i tak świadczyłaby o tym, że nieco bezuczuciowy z niej stworek-potworek. Także ostatecznie chyba zostanę przy Lavenie-wampie, nie Lavenie-uroczej. Jakoś tak nie potrafię przekonać się co do jej niewinności, trochę nie potrafię uwierzyć, że ona niczego nie dostrzega. Trzeba być naprawdę nieźle w siebie zapatrzonym, żeby nie zauważyć, jak się komuś życie niemal zrujnowało. Nie mogę jej polubić, bo za każdym razem, gdy o niej myślę, przypominam sobie, że to przez nią Lennan przez tyle czasu robił z siebie Wertera. A jak jeszcze ona w tym rozdziale się wreszcie pojawiła i sprawiła, że ta mała cząstka radości, która z powrotem zamieszkała w serduszku Lennana za sprawą Deirdre czy Aidanka, nagle zniknęła. Nie, tak się nie robi. Laveno, chyba nie lubię cię bardziej od Breeny :P
    Co do spotkania naszej uroczej leśnej parki… To wspaniałe, że oni się tak wspierają, że każde z nich troszczy się o drugiego, chce mu jak najlepiej doradzić. Zaskoczyła mnie też Deirdre tym, że sytuacja Lennana z Laveną skojarzyła się jej z Oisinem i nią samą. To naprawdę dobrze o niej świadczy, że potrafi być samokrytyczna. Chociaż ja chyba zgadzam się z tym, co powiedział Lennan, Deirdre przynajmniej od początku do końca postąpiła w porządku, uprzedzając Oisina, że nic do niego nie czuje i że wątpi, by kiedykolwiek coś poczuła. To już jego wybór, że próbuje wierzyć, że coś się zmieni. Także Deirdre z pewnością nie jest żadną zwodzącą biednych wrażliwców zołzą, co to to nie!
    Aidan za każdym razem, gdy się pojawia, kradnie calutkie moje serce <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak wspominałam w komentarzach powyżej - Lavena jest jak najbardziej świadoma, że sprawia Lennanowi ból za każdym razem, kiedy się zjawia. Ale właściwie bardzo mi się podoba, że każdy odczytał zachowanie tej postaci na swój własny sposób. Może nawet nie powinnam sugerować w odpowiedziach na komentarze, co według mnie Lavena myśli...
      Może to porównanie przez Deirdre jej i Oisina do Lennana i Laveny dobrze o niej świadczy, ale tylko chwilowo. Deirdre i Lennan przejdą w tym opowiadaniu jeszcze niejedną metamorfozę i Deirdre nie zawsze będzie taka niewinna. Ale nie będę uprzedzać faktów! :))

      Usuń
  8. Oczywiście spodziewałam się, że prędzej czy później musi dojść do spotkania Lennana i Laveny - w końcu niemożliwym byłoby wiecznie unikanie się nawzajem. Myślałam jednak, że Lavena ma w sobie nieco pokory i sumienia, zatem oszczędzi Lennanowi dodatkowego bólu, jednak myliłam się. Dla mnie jej zachowanie z tego rozdziału jest jasne jak słońce. Nie sprawia wrażenie głupiej, jak dla mnie jest piekielnie inteligentna, a to ciągnie za sobą wniosek, że jest doskonale świadoma cierpienia, jakie sprawia swojemu byłemu chłopakowi (wiem, że to określenie średnio pasuje do klimatu opowiadania, ale to z braku innego sformułowania). Gdyby była na tyle miła i rozsądna, oddałaby Lennanowi suknię i co najwyżej po jednym grzecznościowym pytaniu oddaliła się do swoich spraw, tymczasem zaczęła coś prawić o przyjacielskich stosunkach i o zaproszeniu go na ślub - a to już było ciosem poniżej pasa. Jaka bezczelna dziewucha! Nie lubiłam jej podświadomie od samego początku, wszystko dlatego, że wyrządziła Lennanowi tak wielką krzywdę, ale nie spodziewałam się, że zechce kopać leżącego. Mam nadzieję, że on nie pozwoli sobie na to traktowanie i następnym razem powie jej wprost, że woli nie utrzymywać kontaktu. Niech nie zaprasza jej do tych okrutnych gierek! Powinna się zająć swoim przyszłym mężem i własnym, bajkowym życiem, zamiast znęcać się nad kimś, komu już i tak złamała serce. Aidan idealnie go podsumował, dlatego mam nadzieję, że Lennan prędzej czy później dojdzie do wniosku, że nie ma potrzeby zawracania sobie głowy tak zapatrzoną w siebie, egoistyczną osobą.
    Cholernie się cieszę, że w całym tym ferworze negatywnych uczuć Lennan wybrał spacer do lasu, bo doskonale wiedziałam, jak się to skończy: spotkaniem z Deirdre. Breenę wolę tutaj pominąć milczeniem, za to wydaje mi się, że przyjaźń z mieszkanką Adh naprawdę wpływa na bohatera zbawiennie. Lennan zaczyna coraz bardziej się otwierać, mówi o swoich uczuciach prosto i bez większego skrępowania, bo widzi, że Deirdre naprawdę się o niego troszczy i chce mu pomóc na każdy możliwy sposób. Jej reakcja była idealna, dokładnie takich samych słów bym użyła, gdyby to mnie Lennan wyjawił powód swojego złego samopoczucia. Chociaż szkoda mi też Oisina, Deirdre nie powinna w żaden sposób porównywać się do Laveny; przynajmniej postawiła sprawę jasno, nie obiecała Oisinowi niczego, a w razie podjęcia negatywnej decyzji względem ich relacji na pewno nie narzucałaby mu się własną osobą. Oj, szalenie mi się podoba ta więź między Deirdre a Lennanem. Jest szczera, silna i pełna ciepła, co tylko napawa mnie jeszcze większym żalem w związku z niewidzialną barierą, która ich od siebie odgradza... Ale kto wie, może i ten problem w przyszłości się rozwiąże? Póki co cieszę się ich przyjaźnią, oboje sobie pomagają i to jest najważniejsze :)
    Świetny rozdział, pełen emocji i przemyśleń. Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak na dobrą sprawę, to Lavena mogłaby oddać suknię komuś innemu, bo matka Lennana z pewnością nie jest jedyną osobą, która zna się na cerowaniu ubrań. Ale skoro już sukienka się porwała, Lavena postanowiła skorzystać z nadarzającej się okazji.
      Lennan niestety nie zapomniał jeszcze o dawnej miłości i mimo, że spotkanie z Laveną sprawiło mu wiele bólu, trudno mu będzie zrezygnować z tej znajomości. Nawet jeśli Lavena wyraźnie nie ma czystych intencji.
      Może do Laveny Deirdre rzeczywiście nie powinna się porównywać, ale taka całkowicie niewinna w przyszłości nie będzie...

      Usuń
  9. Ojeja, ile się tutaj działo, kiedy mnie nie było!

    Myślę, że Deirdre jest zaślepiona spotkaniami z Lennanem, przez to wybuchowo zareagowała, gdy jej przyjaciółki starają się ostrzec przed konsekwencjami przyjaźni z mężczyzną z innego świata. Już i tak zaangażowała się w te spotkania bardzo mocno, więc... ach, przekona się, że jej przyjaciółki miały racje.
    To dobry ruch ze strony Lennana, że odważył się iść dalej i przekroczył granice z Breeną. Choć teraz na dobrą sprawę, gdy pojawiła się Lavena - kobieta przez którą tak cierpi, może znów zburzyć tę chwilową radość jaka pojawiła się wokół niego. Co ta Lavena sobie wyobraża tę przyjaźń? Naprawdę nie widzi, że Lennan jeszcze nie przebolał tego, że porzuciła go dla innego. I jak mogła pomyśleć, że Lennan będzie na jej ślubie?
    Tutaj całkowicie zgadzam się z Deirdre.
    W ogóle cieszę się, że Lennan w końcu odważył się powiedzieć jej o Lavenie. To znaczy, że oboje zyskali w sobie przyjaciela. Choć zastanawiam się, czy ta relacja między nimi im wystarczy? Bądź co bądź dzieli ich Teorainn.
    No i nic, czekam na dalszy ciąg wydarzeń.

    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cahan i Kiara zdecydowanie mają rację, bo Deirdre zdecydowanie przestała traktować spotkania z Lennanem jako odskocznię od codzienności i bardzo się zaangażowała.
      Trudno stwierdzić, czy Lennan rzeczywiście postanowił "iść dalej". Raczej skorzystał ze sposobności, że jakaś dziewczyna chciała go pocałować, a jemu sprawiało to przyjemność, więc nie miał powodów, by stawiać opór. Chociaż może to rzeczywiście jakiś krok naprzód, bo do tej pory jego życie wciąż kręciło się wokół Laveny.
      No cóż, Lavena jest zapatrzoną w siebie dziewczyną i patrzenie na Lennana cierpiącego na jej ślubie sprawiło by jej dużą przyjemność.

      Usuń
  10. Ja dziś krótko, bo kompletnie nie mam czasu, ale chciałabym, żebyś miała komentarze ode mnie pod oboma rozdziałami.
    Ich spotkanie było... wow, ciekawe. Nie podejrzewałam, że może do niego dojść tak szybko, więc to było naprawdę niezłe zaskoczenie. I chyba dla Lennana byłoby lepiej jakby Lavenna po prostu odwróciła wzrok i poszła w inną stronę. Rozumiem go bardzo dobrze, a to uczucie tęsknoty, poczucia, że tamta miłość nie wróci jest naprawdę straszne. Nie zazdroszczę mu! Lavenna moim zdaniem nie ma serca. Bawi się biednym chłopakiem i doskonale wie, co on może czuć. Chyba jej radość sprawia patrzenie, że ktoś może być w niej tak zakochany, że mimo czasu uczucie nie może minąć. Ten tekst o slubie... pokazał kim ona jest naprawdę. A jest podła. Przynajmniej w moim odczuciu. Albo cholernie głupia i ślepa, ale to raczej wykluczam.
    Lecę dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oboma? To chyba niepoprawna forma;D Ale co? Obojgiem, obiema? Dobra, pomińmy :D

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że mówi się oboma. Jakbyś nie zwróciła na to uwagi, to nawet bym się nie zastanawiała, że coś może być nie tak :))
      Nie będę usprawiedliwiać Laveny, bo sama za nią nie przepadam, a dziewczyną zdecydowanie kierują złe pobudki. Po prostu lubi patrzeć, jak ktoś do niej wzdycha, mimo, że złamała mu serce. Dzięki temu może się napawać poczuciem, że ktoś naprawdę mocno ją kocha, skoro mimo tego, jak go potraktowała, nie potrafi zapomnieć o dawnym uczuciu.

      Usuń