niedziela, 22 marca 2015

2.


           
Było piękne popołudnie. Właściwie każde popołudnie w Ádh uchodziło za piękne. Niebo zawsze pozostawało błękitne, choć czasem pojawiały się na nim puchate obłoki, promienie słońca obdarzały mieszkańców niesamowitą energią. Oczywiście bywało deszczowo, ale wtedy krople mieniły się kolorami tęczy, stukały melodyjnie o ziemię i nikt nie złościł się na kapryśną pogodę. W Ádh nie istniały dni, w które niebo zdobiły szare, ponure chmury. Jeśli już zanosiło się na ulewę, obłoki nabierały odcienia głębokiego granatu. 
– I jak się czujesz po przyjęciu? – zapytała Cahan, wyciągając się na trawie i głośno wzdychając.
Deirdre wzruszyła ramionami. Spojrzała na przyjaciółkę. Blond loki rozsypały się wokół owalnej twarzy. Mały nos wydawał się jeszcze bardziej zadarty niż zwykle, a błękitne oczy miały kolor bezchmurnego nieba. Sukienka nieco się podwinęła, choć i tak była za krótka jak na powszechnie obowiązujące normy. Cahan jednak kompletnie nie obchodziło, że wywołuje powszechne oburzenie. Lubiła się wyróżniać, a przede wszystkim ceniła wygodę. Uważała, że sukienka sięgająca do kolan jest dostatecznej długości. Mieszkańcy Ádh mieli na ten temat nieco odmienne zdanie.
– Było jak zawsze – odpowiedziała Deirdre i ułożyła się tuż obok.
– Czyli okropnie – podsumowała Cahan. Zerwała jakiś polny kwiatek i trzymała go nad głową, patrząc, jak na jego płatkach tańczą promienie słońca. Dziewczyna zawsze była bezpośrednia, buntownicza i beztroska. Zupełnie nie pasowała do rówieśników. Budziła oburzenie wśród mieszkańców. Matka nigdy nie pozwoliłaby Deirdre na zadawanie się z kimś takim gdyby nie fakt, że zamożni rodzice Cahan byli przyjaciółmi rodziny.
– Może kiedyś się przyzwyczaję. Najbardziej irytuje mnie granie na harfie. Nienawidzę, kiedy matka próbuje się mną popisać. I w dodatku cały czas mnie obserwowała, kiedy rozmawiałam z Oisinem. Tłumaczyłam, że nie chce wychodzić za kogoś bez miłości, ale ona w ogóle mnie nie słucha.
– Ale każdy marzy o taki mężu jak Oisin. Byłabyś najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. On zapewniłby ci wszystko, czego byś potrzebowała i byłby dla ciebie naprawdę dobry… – wtrąciła Kiara.
Deirdre odwróciła głowę i spojrzała na drugą przyjaciółkę. Dziewczyna z pozoru stanowiła kopię swojej siostry – miała te same blond loki i błękitne tęczówki. Mimo tego nigdy nie miało się wątpliwości, którą z sióstr de Burgh akurat się spotkało. Ale Kiara nigdy nie nosiła rozpuszczonych włosów, tylko spinała je w eleganckiego koka. W dodatku nie odważyłaby się założyć takich ubrań, jakie zwykła nosić Cahan. Kiara uwielbiała strojne, modne w okolicy suknie. Była całkowitym przeciwieństwem siostry. Nie buntowała się i nie usiłowała wywołać skandalu. Zamiast tego robiła to, co powinna, zawsze pozostawała spokojna i trochę nieśmiała. Nie splamiłaby dobrego imienia rodziny. Rodzice nieustannie prosili Cahan, by brała przykład z siostry – Kiara stanowiła wyznacznik idealnej córki i żony.
– Oj, Kiara, zamknij się. Mówisz jak rodzice – westchnęła Cahan.
Dziewczyna od razu zakryła usta, przerażona słowami, które wydobyły się z ust siostry. Pewnie wyobrażała sobie, co powiedzieliby na to rodzice. Tylko, że nikogo nie było w pobliżu, a poza tym Cahan i tak by się nie przejęła. Zawsze pozostawała sobą i nie zastanawiała się, co jej wolno, a czego nie. Właściwie Deirdre czasem odnosiła wrażenie, że Cahan czułaby się lepiej, będąc mężczyzną. Wtedy mogłaby robić wszystko to, co nie przystoi damie.
– Wiesz, nawet zaczęłam myśleć w ten sposób – wyznała Deirdre po chwili milczenia. – Może masz rację z tymi swoimi przekonaniami. Może rzeczywiście miłość nie jest taka ważna…
– Nie wierzę, że to powiedziałaś! – wykrzyknęła Cahan. – Chyba sobie żartujesz, Deirdre. Nie słuchaj Kiary i nie zachowuj się jak własna matka. Przecież to ty od dawna nam powtarzasz, że nie powinno się dostosowywać. Chcesz żyć po swojemu, pamiętasz? Bądź jak ja, buntuj się. Jeśli zaczniesz słuchać tego, co mówi moja głupia siostra, za kilka lat uznasz, że zmarnowałaś życie.
Deirdre spojrzała na Cahan z powątpiewaniem. Nie była tak wojownicza. Miewała co prawda momenty buntu i lubiła przeciwstawiać się matce, ale nie potrafiła zdecydować, czy woli spędzić samotne życie, byle tylko nie ulec rodzicielce. Cahan była inna, odważna. Zresztą nie zamierzała wychodzić za mąż. Zawsze powtarzała, że ślub tylko by ją ograniczył, a Cahan pragnęła wolności. To właśnie dla wolności żyła i bez niej pewnie długo by nie wytrzymała.
Ale Deirdre była kimś pomiędzy Cahan a Kiarą. Buntowniczką, ale jednocześnie zachowującą rozsądek. I wiedziała, że samotność ją wykończy. Już widziała siebie za kilka lat patrzącą na szczęśliwą rodzinę Kiary i na Cahan zwiedzającą świat. Wtedy na pewno znienawidziłaby samotność. Wolała spędzić życie z Oisinem, nawet, jeśli nie miało wyglądać tak idealnie, jakby tego chciała. Ale kto wie, może w końcu by go pokochała. Przecież był dobry, przystojny, przyjazny i ciepły.
– Myślałam nad tym wczoraj. Postanowiłam, że nie będę od razu go odtrącać. Pozwolę, by się do mnie zbliżył. A jeśli w nikim się nie zakocham, przyjmę jego oświadczyny.
Cahan przewróciła oczami. Deirdre nie musiała nawet spoglądać na przyjaciółkę, by wiedzieć, że to zrobiła. Pewnie zamierzała jeszcze przemówić Deirdre do rozsądku, opowiedzieć o urokach życia bez męża, ale dziewczyna nie zamierzała ulegać. Tymczasem Kiara pokiwała głową z aprobatą. Uznała, że jej przyjaciółka podjęła najwłaściwszą decyzję. I może rzeczywiście tak było.
Mimo wszystko Deirdre nie potrafiła pozbyć się wspomnienia Oisina. Kiedy spojrzała na jego idealną fryzurę, włożoną w spodnie koszulę i starannie wyczyszczone buty, poczuła, że czegoś jej brakuje. Ten młodzieniec nie miał tego, co pragnęła dostrzec. Brakowało mu czegoś w wyglądzie. Tylko czego, skoro był przystojny, najprzystojniejszy w całym Ádh?
Ale Deirdre nie chciała już dłużej rozmyślać o Oisinie. Nie miało to żadnego sensu, zresztą chłopak przypominał o nieprzyjemnym wieczorze urodzinowym matki. Po krótkim pokazie gry na harfie na salę wniesiono miód. Goście pili go ze smakiem i zachwalali, a Blair uśmiechała się pod nosem, słysząc komplementy. Cieszyła się z nich co najmniej tak, jakby to ona była jedną z pszczół, która wyprodukowała słodką ciecz.
A potem poproszona, by Deirdre znów zagrała. I po raz kolejny matka zmusiła ją spojrzeniem, ojciec także bacznie się przyglądał i dziewczyna nie miała wyjścia. Goście znów byli oszołomieni, nie odezwali się ani słowem, gdy skończyła grać, a potem zachwalali ją jeszcze przez długi czas. Najgorsze nadeszło jednak, gdy zainteresowali się jej życiem. Zaczęli wypytywać o wszystko, z każdą chwilą uznając, że Deirdre jest idealną kandydatką na żonę. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że uchodzi za jedną z najlepszych młodych kobiet. Ale to wcale jej nie cieszyło. Mnóstwo młodzieńców zabiegało o jej uwagę, niektórzy z własnej woli, inni skłaniani przez rodziców, ale co to za różnica, skoro żaden nie sprawił, że jej serce mocniej zabiło?
Wolała nie myśleć dłużej o chłopcach. Wizja zbliżającego się małżeństwa sprawiała, że Deirdre czuła mdłości. Nie chciała, by cokolwiek się zmieniło, jeszcze nie teraz. Zdawała sobie sprawę, że jest w odpowiednim wieku, by założyć rodzinę, ale nie czuła się gotowa, by zrezygnować z wolności, z młodości, z niezależności.
Długo wpatrywała się w niebo. Kiara opowiadała o jakimś młodzieńcu, który od dawna zabiegał o jej uwagę. Deirdre była pewna, że tych dwoje w końcu weźmie ślub. Blond włosa przyjaciółka była taka rozważna, taka ułożona. Jej życie pozostawało wolne od wszelkich komplikacji.
Deirdre w zamyśleniu bawiła się materiałem długiej spódnicy. Tego dnia zdecydowała się na sukienkę w kolorze fioletu. Góra była ciemna, natomiast spódnica miała odcień fiołków. Nieodłączna przepaska jak zwykle znajdowała się na włosach, a loki opadały wdzięcznie na ramiona. Teraz pewnie były poczochrane od leżenia na trawie, ale to jedynie bardziej upodabniało Deirdre do rusałki, która na chwilę wyszła na ląd.
Słońce ogrzewało skórę i sprawiało, że żadna z dziewczyn nie miała ochoty ruszyć się z miejsca. Było im dobrze na wzniesieniu, z dala od ludzi, problemów i codzienności. Mogły cieszyć się chwilą, rozmawiać, a Deirdre z zadowoleniem słuchała, jak siostry się kłócą. Kto by pomyślał, że bliźniaczki mogą tak bardzo różnić się pod względem charakteru?
Dziewczyna zaczęła rozglądać się po okolicy. Ádh było piękne, idealne. Porastała je soczysta, bujna trawa. Całkiem blisko znajdywały się pagórki i mniejsze wzniesienia poprzecinane wstęgą rzeki. Dalej, gdzieś przy linii horyzontu dumnie piętrzyły się góry, których szczyty znikały zanurzone w puchatych chmurach. Cały krajobraz zdobiły domy różnych wielkości i kształtów. Te duże należały do najbogatszych mieszkańców, w tym do rodziców Deirdre. Gdzieś po lewej błyszczało jezioro, a po prawej ciągnął się las. Wydawał się nie mieć końca. Przechodził przez granicę. Chociaż ściana oddzielająca Ádh od Mór była niewidoczna, wszyscy doskonale pamiętali, gdzie się znajduje. Deirdre potrafiła dokładnie powiedzieć, przy którym drzewie kończy się jej własny świat, a zaczyna ten inny, tajemniczy, choć doskonale widoczny.
– Myślicie, że w Mór żyje się tak samo? – zapytała.
– Oczywiście, że tak. Przecież widzisz tych ludzi codziennie, nie są niewidzialni, tylko tacy jak my – westchnęła Cahan.
Ale Deirdre wcale nie chodzi o to, czy mieszkańcy Mór tak samo wyglądają, czy posługują się tym samym językiem. Wiedziała o tym doskonale. Przecież słyszała ich rozmowy, o ile przebywała blisko przeźroczystej granicy, mogła ich obserwować, co zresztą czasem czyniła.
Deirdre bardziej zastanawiały obyczaje. Czy w Mór również brało się ślub ze względu na strach przed samotnością, ze wzglądu na majętność, pozycję w społeczeństwie? Czy tam również prym wiódł rozsądek, wygrywając z uczuciami? Czy każdy trzymał się ściśle ustalonych zasad?
Mieszkańcy Ádh nie utrzymywali znajomości z mieszkańcami z Mór. Co prawda dobrze wychowane osoby witały się z ludźmi po drugiej stronie, jeśli akurat przechodziły obok Teorainn. Ale to tylko tyle, zwykła wymiana uprzejmości. Deirdre znała z widzenia kilka osób, które miały stragany blisko granicy, ale nigdy z nimi nie rozmawiała. Choć nikt nigdy nie powiedział tego na głos, uważano, że utrzymywanie znajomości z kimś, kogo nie można zaprosić do domu albo wspólnie udać się w dowolne miejsce, nie ma sensu. Teorainn stanowiła niepokonaną barierę, ale nikomu to jakoś nie przeszkadzało.
Nikomu z wyjątkiem Deirdre. Dziewczynę od zawsze fascynował drugi świat. Chociaż tłumaczono jej, że jest taki sam – te same wschody słońca i idealne dnie – ona czuła, że wolałaby żyć w Mór. Miała nieodparte wrażenie, że tam byłoby jej lepiej, że tam znalazłaby swoje miejsce. Może w tamtym świecie matka byłaby inna, może przyjaciółki nie musiałyby mówić, co należy robić, by dobrze wykorzystać życie.
Kiedyś, gdy była mała, często przesiadywała przy Teorainn. Wyobrażała sobie, że gdzieś tam znajdują się niewidzialne drzwi i że wystarczy je odnaleźć, aby móc przejść na drugą stronę. Spędziła wiele godzin na poszukiwaniu niewidzialnej klamki, przyciskając małe rączki do powierzchni ściany. To zajęcie całkowicie ją pochłonęło. W końcu wciągnęła do zabawy jeszcze przyjaciółki. Cahan była zachwycona i z wielkim entuzjazmem rozpoczęła poszukiwania, Kiara powtarzała, że to i tak bez sensu i że źle robią. Ale przecież nikt im nie zabronił. Po kilku tygodniach Blair odkryła, w jaki sposób spędzają wolny czas i zakazała dalszych zabaw. Jak zwykle okazało się, że Kiara miała rację.
Ale chociaż Cahan jak i jej siostra przestały się interesować drugim światem z chwilą otrzymania nagany od Blair, Deirdre nadal fascynowała druga kraina. Rozmyślała, jak to jest być w drugiej części lasu, przebywać na tamtych ziemiach, mieszkać w tamtych domach. W gruncie rzeczy budynki były takie same jak w Ádh, więc w ich wnętrzach pewnie również nie można było dostrzec nic niezwykłego. Ale tak to bywa, że wszystko, co nieosiągalne, wydaje się niezwykłe. Deirdre urodziła się niepoprawną marzycielką, więc jej bogata wyobraźnia tylko potęgowała pragnienie przedostania się na drugą stronę.
Czasami Deirdre zastanawiała się jak to było, gdy ściana nagle się pojawiła. A co jeśli gdzieś znajdowała się jakaś zakochana para i Teorainn na zawsze ich rozdzieliła? Co jeśli musieli do końca swoich dni przebywać odizolowani i cierpieć, gdy spoglądali na siebie poprzez granicę? A co jeśli matka została rozdzielona z córką? Brat z bratem? Przyjaciel z przyjacielem? A co jeśli ktoś stał dokładnie na granicy w momencie pojawienia się ściany? Czy nie mógł ruszyć się z miejsca, gdy połowa jego ciała należała do jednej strony, a druga do drugiej?
Ciekawość przysparzała Deirdre jedynie kłopotów. W jej świecie nikt nie przejmował się przeszłością, wszyscy zaakceptowali obecny stan rzeczy. Zresztą granica pojawiła się tak dawno, że od wielu pokoleń nie znano już innego życia. Każde pytanie o Mór spotykało się jedynie z poirytowaniem albo znudzeniem ze strony rodziców. W końcu Deirdre przestała więc pytać.
– Uwielbiam takie dni – westchnęła Kiara.
– Ty uwielbiasz wszystko, co jest nudne – mruknęła Cahan i od razu spotkała się z gniewnym spojrzeniem siostry. – Ale tym razem akurat przyznam ci rację. Mnie też się tu podoba. Jest tak spokojnie, zwyczajnie. I przynajmniej nie muszę słuchać zrzędzenia rodziców. Jak oni mnie denerwują…
Deirdre rozumiała rozdrażnienie przyjaciółki. Rodzice Cahan byli najlepszymi przyjaciółmi Blair i Edana, a już to bardzo wiele mówiło o nich jako o ludziach. Najważniejsze zawsze było zdanie innych, majątek, podziw, popularność wśród mieszkańców. Chcieli być uważani za ludzi idealnych, wydać córki za odpowiednie osoby, nigdy nie splamić dobrego imienia rodziny. Cahan irytowały ich sztywne obyczaje, brak okazywania uczuć, wieczna perfekcja, która przyprawiała o zawrót głowy. Kiara doskonale wpasowywała się w ten klimat, chociaż nie miała w sobie tej pretensjonalności. Rodzice ją uwielbiali, tak samo jak Blair i Edan.
– Może gdybyś im czasem ulegała, tak dla świętego spokoju…
– Nie zamierzam. Co z tego, że na ulicy wyzywają mnie od ladacznic tylko dlatego, że noszę trochę krótszą sukienkę? Jest mi wygodniej, dobrze się czuję i wcale nie uważam, żebym robiła coś niestosownego. Nieważne, że mają mnie za bezczelną, bo nie powstrzymuję się przed wyrażaniem myśli i nie potakuję na wszystko, co się mi powie. Przynajmniej pozostaję sobą.
Jakby na potwierdzenie tych słów Cahan jeszcze bardziej podwinęła sukienkę, która najwyraźniej uwierała ją podczas leżenia. Deirdre zaczęła się zastanawiać, jak matka zareagowała na strój dziewczyny na przyjęciu poprzedniego dnia. Ciemnowłosa była tak zajęta subtelnym spławianiem adoratorów i modleniem się, by nikt nie zmusił jej do grania na harfie przy gościach, że w ogóle nie zwracała uwagi na przyjaciółki. Możliwe, że matka zdobyła się na fałszywy uśmiech i powiedziała, że Cahan ładnie wygląda. To byłoby typowe dla Blair. Poza tym ta kobieta miała mnóstwo czasu, by przyzwyczaić się do oryginalnego ubioru Cahan. Choć niewątpliwie tolerowała to tylko ze względu na rodziców dziewczyny.
Wspomnienie przyjęcia przywołało nieprzyjemne myśli. Deirdre skrzywiła się i zapragnęła zrobić coś, co mogłoby pozwolić się jej odprężyć. Zamknęła na chwilę oczy i zaczęła przysłuchiwać się drzewom. Szumiały spokojnie, a wiatr wygrywał na ich gałęziach jakąś nieznaną melodię. Natura była najzdolniejszym muzykiem. Potrafiła tworzyć dźwięki bardziej niezwykłe niż Deirdre podczas gry na harfie.
Jej serce zabiło niespokojnie. Budziła się w nim tęsknota, której dziewczyna nie potrafiła poskromić. Coś ją przyzywało. Pragnęła wstać, poderwać się właśnie w tej chwili i pobiec. Szalała z powodu pustki, poczucia, że czegoś jej brakuje i że musi odnaleźć to właśnie w tej chwili.
To właśnie w ten sposób chciałaby się czuć na widok jakiegoś mężczyzny. Wyobrażała sobie, że właśnie tak wygląda miłość – druga osoba jest dla ciebie tak ważna, że pragniesz na zawsze by przy niej, a gdy choć na chwilę jesteście daleko, rwiesz się, by jak najszybciej wasze istnienia znów się połączyły. Ale do tej pory nic takiego nie budziło się w sercu Deirdre na widok któregokolwiek z zalotników.
– Mogę mieć do was prośbę? – zapytała.
– Tak, wiemy, gdyby coś, to mamy udawać, że byłaś z nami jeszcze przez kilka godzin – westchnęła Cahan.
– Dziękuję.
– Znów idziesz do lasu? – spytała Kiara. W jej oczach gościła troska.
Deirdre skinęła głową. Rodzice nienawidzili, gdy tam chodziła. Właściwie nie tyle przeszkadzał im sam fakt, że tam przebywała, a to, co tam robiła. Mimo tego, że nigdy nie zabronili jej stanowczo zagłębiać się w labirynt drzew, wolała unikać ich gniewu i zachowywała swoje wyprawy w tajemnicy, kiedy tylko było to możliwe.
Serce rwało się do biegu, musiała jak najszybciej znaleźć się w lesie. Pragnęła wreszcie wdychać zapach leśnego poszycia, słuchać śpiewu ptaków, szumu liści. Ale najbardziej pragnęła zrobić po prostu to, co zawsze. Coś, co dziewczynie, a tym bardziej dziewczynie z dobrego domu, kompletnie nie przystoi.
Wzywał ją jej kochanek, las. Zaszumiał po raz kolejny, a ona nie mogła już dłużej czekać. Musiała ruszać, bo tęsknota stawała się wręcz bolesna. Nie proponowała przyjaciółkom, by się z nią udały. Kiedyś poszły, raz, ale zupełnie im się nie podobało. Ale to nawet lepiej. Chwile w lesie wymagały samotności, inaczej wszystko było nie takie, jakie być powinno.
Obróciła się jeszcze na chwilę, by spojrzeć na dziewczyny. Cahan miała zamknięte oczy, a słońce ogrzewało jej twarz. Dziewczyna uśmiechała się jakby prześmiewczo i wyglądała na naprawdę odprężoną. Złociste loki okalały twarz, rozsypane na zielonej trawie. Kiara również przymknęła powieki, ale wyglądała spokojnie, perfekcyjnie, jak zawsze. Deirdre była jednak pewna, że kok gniótł dziewczynę w szyję i sprawiał, że popołudnie stało się nieco mniej przyjemne.
Nie było czasu na dalsze rozmyślania. Serce Deirdre ożyło, biło teraz głośno i niespokojnie. Chwyciła rękami końce sukni i podwinęła ją tak, by nie plątała się podczas biegu. Potem pozwoliła nogom ponieść ciało jak najszybciej ku granicy lasu. Kasztanowe loki powiewały na wietrze przytrzymywane przez cienką przepaskę. Jakiś przypadkowy obserwator mógłby być zaskoczony widokiem nimfy biegnącej wytrwale i szybko przez morze zielonych traw.
~*~

Dawno nie dodawałam rozdziału, więc postanowiłam w końcu coś wstawić. Nie mam jednak czasu i siły na dokładne poprawki, więc pewnie pojawiły się błędy. Postaram się je poprawić jak najszybciej. No własnie, brak czasu sprawia, że mogę narobić sobie zaległości na Waszych blogach. Na razie udaje mi się pozostawać w miarę na bieżąco.

Jak widzicie, w tym opowiadaniu również pojawia się buntowniczka. Z tą różnicą, że Cahan czuje się ze sobą świetnie i sprzeciwia się rodzicom nie po to, by uprzykrzyć im życie, tylko żeby robić to, na co ma ochotę. No i Deirdre też nie zachowuje się jak typowa dziewczyna. Do lasu zdecydowanie nie chodzi na zwykłe spacery.

Pomyślałam, że warto byłoby też wspomnieć coś o imionach bohaterów. Jak widzicie, są dosyć nietypowe, a to dlatego, że staroirlandzkie. A więc, żebyście wiedzieli, jak powinny brzmieć te bardziej nietypowe, żeby nie czytać ich tylko jako niezrozumiały zlepek liter:
Deirdre - "dirdri" z tym, że pierwsze "r" jest miękkie, takie "amerykańskie" a drugie zwykłe.
Lavena - wymawia się normalnie, ale akcent pada na pierwszą sylabę.
Cahan - czytamy normalnie, z tym, że "h" jest dosyć wyraźne
Oisin - "is" czytamy jako coś pomiędzy "sz" a "ś", akcent pada na drugą sylabę. Wychodzi nam więc z tego coś w stylu "Osz(ś)in"





30 komentarzy:

  1. Hej;) Znalazłam Twojego bloga przypadkiem i postanowiłam przeczytać opowiadanie;) Na początek powiem, że bardzo podoba mi się sposób w jaki piszesz. Przeważają opisy, starasz się wszystko dokładnie przekazać, a to dla mnie ogromny plus. Dlatego czytałam z wielką przyjemnością i wcale się nie ucieszyłam, że drugi rozdział dobiegł końca :<
    Świetne jest też to, że każda z Twoich bohaterek jest inna. Jedna to marzycielka, druga buntowniczka, a trzecia jest uległa i robi co jej każą. Ja najbardziej chyba polubiłam Deirdre, bo nie popada w skrajność ani z jednej ani z drugiej strony. Stara się wszystko przemyśleć i żyje w swoim własnym świecie. Mam wrażenie, że chce coś zrobić ze swoim życiem, a nie ślepo powierzyć innym podejmowanie za siebie decyzji. A równocześnie nie odrzuca od razu Oisina tylko chce dać mu najpierw szansę. To logiczne i wydaje mi się dobre rozwiązanie. Cahan również przypadłą mi do gustu. Jest ciekawą postacią, choć to jej twarde postanowienie "nie wyjdę za mąż" trochę mnie śmieszy:D
    I bardzo podoba mi się również ten motyw z niewidzialną ścianą. Ciekawa jestem czy Deirdre znajdzie odpowiedzi na swoje pytania.

    Pozdrawiam! ;)
    A w wolnej chwili zapraszam Cię serdecznie na swojego bloga, gdzie też piszę opowiadanie;) Byłoby mi bardzo miło otrzymując od Ciebie opinię;)

    Ściskam;*
    sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że bohaterki wydają ci się zupełnie inne. Trochę się obawiałam, że Deirdre okaże się za bardzo podobna do Cahan, ale widzę, że na szczęście tak się nie stało :)) Rzeczywiście, Deirdre chce, żeby jej życie miało jakiś sens, a nie ograniczało się jedynie do wypełniania poleceń matki. Z drugiej strony obawia się, że bunt może się dla niej źle skończyć. Cahan z kolei wymyśliła sobie, że chce podróżować, a jako żona i matka byłaby raczej przywiązana do domu, dlatego małżeństwo nie wchodzi w grę. No chyba, że związałaby się z jakimś kupcem czy rybakiem, ale że ci należą do klasy średniej albo nawet najniższej, to rodzice Cahan chyba by ją wydziedziczyli :))
      Obiecuję, że w wolnej chwili zajrzę na Twojego bloga.

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi się twój styl pisania. Naprawdę przyjemnie czyta się to, co wypływa spod twoich rąk. Ten rozdział jest świetny, chociaż jakiś taki spokojny. Cóż czekam na tę iskrę, która wpłynie na te zwyczajne wydarzenia w życiu Deirdre. Mam wrażenie, że pojawi się ona niebawem. W sumie tak jakoś mi się wydaję, że akurat ta wycieczka do lasu, którą urządziła sobie dziewczyna pod koniec tego rozdziału, będzie inna niż te, na które wybierała się bohaterka do tej pory. Może się mylę, ale mam nadzieję, że już w następnym rozdziale nastąpi spotkanie między nią, a tajemniczym chłopakiem z zza bariery. Nie powiem, ale jestem tego strasznie ciekawa.
    Poza tym liczę na to, że kolejny rozdział pojawi się szybciej. Z tego też względu życzę Ci duuuużo weny, wolnego czasu i chęci do pisania. Pozdrawiam! ;)
    http://saeculo-verbis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, ta wyprawa do lasu będzie miała duże znaczenie w życiu Deirdre, chociaż na początku nic nie będzie na to wskazywało. Na spotkanie z Lennanem będziesz musiała jednak trochę poczekać, bo następny rozdział skupia się na życiu po stronie Mór, a więc będzie w nim tylko Lennan i jego rodzina.

      Usuń
  3. Rozdział całkiem przyjemny, chociaż oczywiście wolałabym dłuższy ;)
    Przyczepiłabym się tylko co do jednej rzeczy - piszesz, że ten jakby mur jest już od wielu pokoleń, a ludzie po jego dwóch stronach nie utrzymują ze sobą kontaktów. Niemożliwym więc jest, aby język po obu stronach pozostał taki sam, język nieustannie ewoluuje, pojawiają się nowe słowa, stare słowa zyskują nowe znaczenia lub zmieniają formy itp. itd. Co więcej, staje się dosyć szybko - wystarczy popatrzeć na to, że często słowa, których my używamy są niezrozumiałe dla naszych rodziców. Rozumiem, że jest to w pewien sposób konieczne żeby bohaterowie mogli się porozumieć, ale może warto wprowadzić kilka zupełnie innych słów po drugiej stronie muru?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie pomyślałam o różnicach w języku, chociaż oczywiście masz całkowitą rację. Duże różnice w mowie bardzo namieszałaby mi w całej koncepcji opowiadania, ale rzeczywiście warto pomyśleć chociaż o drobnych różnicach.

      Usuń
  4. Ha, opowiadanie bez buntowniczki to nie byłoby to,prawda? Ale coz, ten bunt jest inny, jest wt mńie w pełni uzasadniony, nie jest czymś na pokaz, lecz wyrazem niechęci wobec panujących konwenansów. Jednak i tak chyba najbardziej polubilam Deirde, bo mimo ze z jednej strony wydaje się byc taką zwyczajną dziewczyną, kimś wypośrodkowanym w przyjaźni trójki dziewcząt, tak naprawdę to jej sposob patrzenia na swiat wydaje mi sie byc najlepszy, ponadto juź widac, ze i ona ma tajemnice, ponadto ja teź bym chciała wiedziec, jak żyją ludzie po drugiej stronie, choc szczerze mowiac, nie wiem,czy sądziłbym na jej miejscu ,ze lepiej. Ale coz, to wlasnie nieosiagalne jest tak interesujace. Coekawe, czy podczas wędrówek do lasu nadal próbuje znalexc przejście czy ma jakies inne zajecia.... Czekam na rozwiazanie tej zagadki z niecieprliwoscia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cahan zdecydowanie nie przypomina Miriam. Ona buntuje się dla własnej wygody. Poza tym nie zamierza mieć męża, bo wtedy byłaby uziemiona w jednym miejscu, a Cahan jest osobą, która chciałaby zwiedzić jak największy kawałek świata.
      Ludzie po drugiej stronie żyją właściwie bardzo podobnie, zresztą dowiesz się nieco na ten temat w następnym rozdziale. W ich życiu nie ma nic lepszego, ale też nic gorszego. Istnieje taki sam podział na klasy wyższe i niższe, podobna kultura i podejście do wielu spraw. Ale wiadomo, że to co niedostępne i tajemnicze, zawsze wydaje nam się niezwykle ciekawe, a nawet lepsze.
      Te wyprawy do lasu mają niewiele wspólnego z szukaniem przejścia. Raczej z hobby Deirdre, którego Blair zdecydowanie nie aprobuje.

      Usuń
  5. Och, rzeczywiście przy Cahan Deidre to już nie taka buntowniczka :D Właściwie to plasuje się ona dokładnie gdzieś pośrodku między Cahan a Kiarą i to chyba dobrze o niej świadczy, bo z jednej strony nie jest uległa i nie boi się mieć własnego zdania (tak jak Kiara), ale z drugiej strony nie jest też do końca może nie tyle zaślepiona przez chęć buntu, co bardziej często zdarza się jej podchodzić dość racjonalnie do wszystkiego i nawet jeśli perspektywa małżeństwa z O., jest jej nie w smak, to nie odrzuca jej od razu, tak dla zasady, tylko postanawia ją rozważyć i jeśli nie wydarzy się nic specjalnego, to nawet gotowa byłaby chyba serio ją przyjąć. I to się Deidre chwali, zdecydowanie. Właściwie to ciekawa jestem, która z nich na końcu wyjdzie z tego wszystkiego w najlepszym stanie. Czy Cahan spali jej chęć buntu, Deidre zakrztusi się swoim racjonalizmem i skończy w przykładnym małżeństwie z O. albo raczej da się ponieść szaleństwu i zaryzykuje, walcząc o miłość (hi hi, jak to wzniośle wybrzmiało :P), a może Kiara zostanie przytłoczona przez monotonię swojego świata? One są tak różne, a ten kontrast daje całości jakieś plus sto do wspaniałości :D W końcu, jaka byłaby to przyjemność, gdybyśmy mieli tutaj trzy spokojne Kiary albo trzy energiczne pchełki w wersji Cahan I, Cahan II i wreszcie Cahan III. A tak, ta różnorodność pozwoli na skonfrontowanie różnych postaw i niejako ich skuteczności (chodzi po prostu o to, że któraś z dziewczyn swoim podejściem może zapewnić sobie wieczne szczęście, a z kolei inna poprzez taki, a nie inny stosunek i podejście do praw rządzących ich światem/rodzinami zupełnie zniszczy swoje życie). Poza tym, Cahan jako przyjaciółka będzie zupełnie inna niż Kiara. Jedna będzie ciągnąć Deidre za rękę do przodu, a druga złapie ją za rękaw, mając nadzieję, że dziewczyna zawróci. Naprawdę podoba mi się ta różnorodność. Kiedy tak sobie myślę o Cahan, jako o buntowniczce, od razu przychodzi mi do głowy Miriam. Tyle, że ta dziewczyna ma nieco odmienną definicję buntu (nie potrafię jeszcze do końca wyjaśnić o co mi chodzi, ale odnoszę wrażenie, że to zupełnie inny rodzaj buntu, być może nawet taki, który nie ma konkretnego źródła?)
    Tak bardzo nie mogę doczekać się L. Na razie wyobrażam sobie go na tysiąc różnych sposobów. Może być przecież fajtłapowatym okularnikiem, który średnio trzy razy dziennie (powiedzmy, że o ósmej rano, drugiej po południu i ósmej wieczorem) ulega jakiemuś poważnemu lub niepoważnemu wypadkowi (na przykład spada z drzewa, gdy chce się na nie wdrapać i zerwać jabłuszko ). Może być też nieco wyniosłym cynikiem (och, tego bym chyba nie zniosła i musiałabyś znosić moje komentarze, w których dziewięćdziesiąt procent treści dotyczyłoby osoby L. i jego zabawnych/idiotycznych/głupich tekstów :D). Ale chyba jakoś najbardziej przemawia do mnie zupełnie inna wizja. Taki chłopak, który z pozoru wydaje się być chłodny, może momentami niegrzeczny. Ktoś błyskotliwy, ale też bardzo uparty. Taki, który dla najbliższych byłby w stanie zrobić bardzo wiele. Może nie buntownik, lecz ktoś, kto ma bardzo wyraźnie wykształcony system moralny. Chłopak zwyczajnie dobry, chociaż bardzo nieufny i być może… aż za bardzo zawzięty… Nic, okaże się niedługo, czy prawdziwa jest jedna z tych trzech, czy raczej z tych pozostałych dziewięćset dziewięćdziesięciu siedmiu wersji :D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, każda z dziewczyn pod koniec znajdzie się w zupełnie innej sytuacji życiowej, a wszystko będzie zależało właśnie od ich indywidualnego podejścia. Oczywiście nie zamierzam zdradzić, która wyjdzie na wszystkim najlepiej i myślę, że aż do samego końca to nie będzie takie oczywiste.
      Cahan zdecydowanie różni się od Miriam. Ona po prostu ceni wygodę. I wolność. Nie próbuje nikomu niczego udowadniać i naprawdę nie przejmuje się zdaniem innych, inaczej niż to było w przypadku Carver.
      Lennan nie będzie fajtłapą, cynikiem raczej też nie, w każdym razie będzie zupełnie inny niż np. Daray. I będzie jedną z takich postaci, które zmieniają się wraz z kolejnymi rozdziałami. Na początku czytelnicy raczej nie zapałają do niego sympatią. Przynajmniej mnie Lennan w początkowych rozdziałach irytuje. Jest dosyć... hm... ponurą osobą.

      Usuń
  6. Hej :) Na początku muszę przyznać, że strasznie zaciekawiło mnie to, jak zbudowałaś świat. Granica, przez którą można się widzieć i słyszeć, ale nie można przejść spowodowała, że ludzie z dwóch krain stracili ze sobą całkowicie kontakt. Jestem ciekawa jak układa się życie w drugiej krainie, myślę, że w przyszłości będę miała możliwość to poznać. Dodatkowo moją dużą uwagę zwrócił opis wewnętrznych przeżyć i myśli głównej bohaterki. Mocno się na tym skupiasz, Deirdre wszystko dokładnie analizuje, rozważa kwestię zaręczyn, racje obu przeciwstawnych przyjaciółek, swoje relacje z matką - to z pewnością duży plus, bo daje mi, jako czytelnikowi, możliwość wejścia w ten świat i postawienia się w roli bohaterki. Także wspomniane przyjaciółki są bardzo fajnie opisane. Są zdecydowanie antagonistkami, ale jednocześnie można mieć sympatię do obu. Jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu tej historii, więc życzę Ci wytrwałości w pisaniu i dużo weny :)
    A gdybyś miała ochotę poczytać inną, dopiero rozpoczynającą się historię, to serdecznie zapraszam do mnie: martwe-lalki.blogspot.com :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie po drugiej stronie poznasz już w kolejnym rozdziale. Będzie trochę inne od tego Deirdre, ale wcale nie ze względu na to, że Mór jest zupełnie innym światem. Właściwie jest niemal takie same. Po prostu Lennan pochodzi z innej warstwy społecznej.
      Sama mam skłonność do ciągłej analizy każdego zdarzenia, dlatego bohaterki moich opowiadań zazwyczaj są obdarzone tą samą cechą. Poza tym dzięki temu można dokładniej przybliżyć czytelnikom dany problem.
      Cieszę się, że póki co wszyscy lubią Kiarę. Wydawało mi się, że dziewczyna nie wzbudzi sympatii ze względu na swoje posłuszeństwo.
      Bardzo dziękuję za komentarz. Zaraz zajrzę na Twojego bloga.

      Usuń
  7. Muszę powiedzieć, że Cahan polubiłam od razu. Nie dlatego, że tak jawnie sprzeciwia się normom wyznaczanym przez społeczeństwo, chociaż to też miało swój wpływ. Podoba mi się w niej to, że pragnie być sobą, wolna, nieograniczona, że nie boi się powiedzieć głośno, co sądzi o jakiejś sprawie. Zdecydowanie brakuje teraz takich osób w naszym otoczeniu, bo przyznaję, że nawet ja sama czasem wstrzymuję się z jakąś opinią, poniewać nie wiem, jak ludzie na nią zareagują. Dlatego podziwiam odwagę Cahan i jej wysoko uniesioną głowę. To faktycznie zdumiewające, jak bardzo Kiara się od niej różni, mimo to również i do niej zapałałam swojego rodzaju sympatią. W sumie ciężko się przedrzeć przez schemat poukładanej, przykładnej rodzinki, zatem nic dziwnego, że Kiara wierzy, że małżeństwo to coś istotnego, co niekoniecznie idzie w parze z miłością. Ja co prawda kompletnie się z czymś takim nie zgadzam, w ten sposób ślub zostaje sprowadzony do jakiejś transakcji, ale nieważne, po prostu rozumiem, czemu Kiara postępuje akurat w taki sposób. Szkoda tylko, że nawet Deirdre, przytłoczona strachem przed samotnością, zdecydowała się dać szansę Oisinowi. Wierzę, że będzie ją dobrze traktował, nie oceniam go źle, pewnie to świetny chłopak, jednak ja tak samo jak główna bohaterka czekam na to "uderzenie pioruna", czyli kiedy serce szybciej zabije i od razu będzie wiadomo, że "to ten". To smutne, że Deirdre jest zdecydowana wyjść za kogoś tylko po to, by nie być samą, ale nie wiem, czy nie zachowałabym się podobnie. Mimo wszystko mam nadzieję, że jednak nasza bohaterka pozna swoją prawdziwą miłość i nie da satysfakcji swojej okropnej, obłudnej matce. W tym rozdziale Blair nie pojawiła się fizycznie, ale i tak moja niechęć do niej jeszcze wzrosła. Dzięki Bogu za moich rodziców, na szczęście nie są tak zaślepieni ulotnymi wartościami.
    Ja na miejscu Deirdre również bez końca zastanawiałabym się, jak wygląda Mór i życie w nim. Ba, ja nawet z punktu widzenia czytelniczki nie przestaję myśleć o pochodzeniu tej niewidzialnej ściany i niedostępnej krainy, gdzie trawa wydaje się bardziej zielona. Co jak co, ale marzycielstwo zdecydowanie łączy mnie i Twoją bohaterkę :) Nie wiem, jakim cudem wszyscy przechodzą tak obojętnie wobec Teorainn. Nikt się nie przejmuje, że zaledwie kilka kroków od nich żyją inni ludzie, z którymi nie można się nawet normalnie spotkać, bo coś, co fizycznie nie istnieje, staje na przeszkodzie? Jestem ciekawa, czy istnieją jakieś źródła, które pozwoliłyby odkryć tajemnicę tego ewenementu. Skrycie mam nadzieję, że to Deirdre natrafi na jakiś ślad. Hm, czy ona chodzi do lasu, by wciąż, jak za dawnych dziecięcych lat, szukać ukrytych drzwi prowadzących do Mór? Czy może skrywa inny sekret? Zaintrygowałaś mnie, nie ma co :)
    Piękne opisy, a rozdział czytało się bardzo przyjemnie. Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Cahan ceni wolność ponad wszystko, chociaż zastanawiam się, jakim cudem ktoś taki uchował się w świecie, w którym wszyscy się podporządkowują. Deirdre też ma szczęście, że przyjaźni się z Cahan, bo inaczej mogłaby być taka jak Kiara i od razu zgodzić się na ślub z Oisinem.
      Mór miało być praktycznie takie samo jak druga część krainy, ale po uwadze Starry Night zaczęłam się zastanawiać, czy to w ogóle możliwe i być może wprowadzę jednak jakieś różnice. Ale jeszcze muszę nad tym pomyśleć. W każdym razie Mór poznasz już za kilka dni, kiedy opublikuję rozdział z Lennanem.
      Deirdre ma inną tajemnicę, kompletnie nie związaną z Teorainn. Już nie mogę się doczekać reakcji czytelników, kiedy ją poznają :))

      Usuń
  8. Kiara wierzy w to, że małżeństwo jest czymś naprawdę ważnym i nie musi ono zawierać w sobie miłości. Niby to nic dziwnego - w końcu żyje w takich czasach, gdzie kobiety wychodzą za mąż nie z miłości, a raczej obowiązku, czy też zysku dla rodziny. Ta dziewczyna całkowicie wpoiła sobie ten fakt do głowy i kto wie, czy w ogóle wierzy w istnienie prawdziwej miłości. Z kolei Cahan różni się od niej tak bardzo, że aż ciężko w to uwierzyć. Oczywiście nie oceniam Kiary źle - jest to kobieta z własnymi zasadami i poglądami, jednak to Cahan zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Uwielbiam, gdy żeńskie postacie są pokazane jako niesamowicie silne i zdecydowane. Cahan taka właśnie jest. Idzie przez życie z wysoko uniesioną głową i bez wahania wypowiada własne zdanie - nieważne, czy ktoś się z nią zgodzi, czy jest to zgodne z panującymi normami - ona jest sobą i wszystko inne ma gdzieś. Nie wątpię, że takie zachowanie wprawi ją w kłopoty, ale dla mnie jest to osoba godna do naśladowania. Nawet w dzisiejszych czasach mało kto potrafi głośno wypowiedzieć swoje zdanie, dlatego ten problem jest wciąż "żywy".
    Nie wierzę, że Deirdre zdecydowała się wyjść za Oisina... Dziewczyna, która szczerze wierzy w miłość chce poślubić mężczyznę tylko i wyłącznie dlatego, że boi się samotności? Każdy się tego boi, ale to nie powód, by lekkomyślnie rezygnować z życia u boku ukochanej osoby. Oisin jest świetnym facetem, ale ona nigdy go nie pokocha, a przez to nie będzie przy nim naprawdę szczęśliwa. Dlatego mam nadzieję, że mimo wszystko do tego ślubu nie dojdzie, a Deirdre odnajdzie swoją prawdziwą miłość. Kto wie, może za Murem ją odnajdzie? W końcu chodzi do tego lasu... może szuka przejścia do Teorainn? Sama na jej miejscu uparcie chciałabym dowiedzieć się co istnieje za Murem. No i nie ukrywam, że okropnie mnie to ciekawi, dlatego trzymam kciuki za to, że jej się to uda :D.
    Rozdział świetnie napisany. Życzę weny i czekam na nowość <3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiara wierzy, że stosując się do obowiązujących zasad, można zaznać szczęścia. Nie wiem, czy wierzy w prawdziwą miłość. Chyba raczej w to, że właściwe postępowanie może czasem zostać nagrodzone właśnie spotkaniem swojej drugiej połówki.
      Tak myślałam, że większość polubi właśnie Cahan. Szczerze mówiąc ja też mam do niej o wiele więcej sympatii niż do Kiary. Chociaż ten cały bunt zdecydowanie wpędzi dziewczynę w niemałe kłopoty. Ale przynajmniej nie będzie miała nudnego życia.
      Ślub z Oisinem zdecydowanie będzie dla Deirdre krzywdzący, ale lepsze to niż spędzenie życia w samotności. Zresztą nic nie jest jeszcze przesądzone - dziewczyna postanowiła przecież dać sobie jeszcze trochę czasu.

      Usuń
  9. Nie wiem dlaczego więc nie pytaj, ale nagłówek kojarzy mi się z jakąś hiszpańską telenowelą... Nie z żadną konkretną no ale... Nieważne :)
    Teraz powiem o stylu w jakim piszesz - świetny :) Jest dużo dokładnych opisów, które przekazują nam otoczenie i jednocześnie pozwalają nam je odczuwać.
    Kiara i Cahan wydają się być dobrymi przyjaciółkami. Kolejne dwa kontrasty, gdzie Deirdre znajduje się pomiędzy - marzycielka/artystka o lekkim sercu.
    Spodobał mi się twój pomysł na historię, dlatego też zostaję na dłużej.
    Pozdrawiam!
    Jeśli mogę, to proszę Cię abyś informowała mnie o nowych rozdziałach. Dzięki temu będę na bieżąco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah nie wiem, czemu nagłówek skojarzył Ci się z czymś takim, ja nie dostrzegam powiązania :))
      Dziękuję za miłe słowa. Takie komplementy zdecydowanie dają mi zapał do dalszego pisania.
      Cahan i Kiara wprowadzają w życiu Deirdre równowagę. Są takimi dwoma głosami przy jej ramieniu - głosem rozsądku i tym radzącym, by korzystać z życia.
      Widzę, że dodałaś bloga do obserwowanych, więc powinna ci się wyświetlać informacja o kolejnych rozdziałach, ale jeśli chcesz, oczywiście mogę Cię informować.

      Usuń
  10. Jestem wprost zachwycona... świetnie piszesz! Urzekły mnie opisy emocji. Czytając czułam, że jestem daną bohaterką. Wczułaś się w każdego z bohaterów z osobna fantastycznie opisując co czują w danym momencie. Zastanawiam się czy jesteś profesjonalną pisarką. Jestes? ;) nie mogę się do niczego przyczepić. Żadnych błędów, bezsensownych zdań (jak to u mnie bywa; ;) ). Doskonałe w każdym calu. Sam pomysł wydaję mi się fajny, choć na 100% wiem, że Deirdre zakocha się w jakimś młodzieńcu z Mór :) .
    Opisy ogólne są też bardzo dobre. Czytając widzę każdą scenę :) . Ja... jestem o prostu zaintrygowana Twoją historią. Pragnę dowiedzieć się o będzie dalej i kogo spotka na swej drodzę.
    Pytam, więc kiedy nowy rozdział??????????
    PS: dodaję Twojego bloga do ulubionych i polecanych :) i serdecznie zapraszam do siebie fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com
    Skończyłam właśnie jedno opo i dziś dodam prolog nowego :)
    PMDIW życzę (Pozdrowionka Miłego Dzionka I Wenki)
    Nocna Łowczyni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, tyle miłych słów, +5 do ego :)) Nie jestem profesjonalną pisarką, chociaż nie ukrywam, że marzę, by kiedyś zobaczyć swoją książkę na półce w księgarni. Póki co podejmuję próby, żeby spełni to marzenie, ale dotychczas raczej z marnym skutkiem.
      Nowy rozdział jeszcze w tym tygodniu, więc nie będziesz musiała długo czekać.
      Na Twojego bloga obiecuję zajrzeć, kiedy tylko znajdę wolną chwilę.

      Usuń
  11. Rzecz jasna, przesłuchałam playliste, utwory bardzo mi się podobają i znalazłam też kilka, które już wcześniej znałam :) A co do muzeum, o którym mi opowiadałaś - bardzo załuję, że nie słyszałam o nim wczesniej :( A to z tego powodu, iż byłam w Warszawie w te ferie i póki co nie zapowiada się, żebym rychło tam wróciła. Jednak mam nadzieję, że uda mi się takie ciekawe rzeczy nadrobić! :)
    Co się zaś tyczy rozdziału: Cahan mimowolnie kojarzy mi się z Miriam. I choć nie przypuszczałam, że do tego dojdzie, tęsknię za tą postacią! Dlatego też cieszę sie, że ktoś do niej podobny pojawia się w "Teorainn".
    Deirdre to niepoprawna marzycielka. Musze Ci powiedzieć, że właśnie to sprawia, iż uwielbiam tę bohaterkę.Może nawet trochę przypomina mnie :)) Tak jak napisałaś, jest kimś pomiędzy Cahan a Kiarą. Z jednej strony pragnie się zbuntować, a z drugiej strony zapewnić sobie godziwy byt. Za to druga z dziewczyn niezmiernie mnie zirytowała. Nie lubię, gdy ktoś jest w kogoś ślepo zapatrzony w kogoś, niezależnie od tego, czy chodzi o rodziców, czy inną osobę. Przecież trzeba mieć własne zdanie i w razie czego umieć go bronić.
    To będzie takie romantyczne, gdy Deirdre pozna miłość swojego życia po drugiej stronie!! Jejku...
    Bardzo podobała mi się ta mała retrospekcja. Nadała opowiadaniu charakterystyczny klimat, tę marzycielską otoczkę i dodatkowo utwierdziła mnie w przekonaniu, że postać głównej bohaterki wykreowałaś wręcz mistrzowsko.
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wesołych świąt ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, zespoły z tej playlisty są raczej tymi popularnymi jeśli chodzi o celtyckiego rocka, więc nic dziwnego, że znasz niektóre piosenki.
      Nawet nie wiesz, jak cieszy mnie świadomość, że ktoś zdołał się tak bardzo przywiązać do Miriam. Nie sądziłam, że uda mi się wykreować postać, która wzbudzi tyle sympatii. Cahan nie jest jednak tak podobna do Carver, jak mogłoby się wydawać. Zresztą sama się o tym przekonasz w kolejnych rozdziałach.
      Gdyby Deirdre zrezygnowała z marzeń, wiele by ją w życiu ominęło. Nie szukałaby przejścia przez Teorainn no i możliwe, że byłaby nieco bardziej podobna do Kiary. Dzięki marzeniom daje się namówić Cahan do tego, by czasem dać się ponieść chwili, a innym razem wygrywa zdrowy rozsądek.
      Kiara prezentuje postawę typowej biernej, posłusznej dziewczyny, więc nie dziwię się, że działa Ci na nerwy. Sądzę, że jeszcze nieraz zirytuje czytelników.

      Usuń
  12. Fajnie zgrały się ze sobą. Dwie skrajnie różniące się od siebie siostry i łącząca je wspólna przyjaciółka. :) Hehe, zdecydowanie wolę Cahan od Kiary. :) Buntowniczki zawsze są ciekawsze, a Kiara jest taka nudna i ułożona, yh, hahaha. ;d Ech... jestem strasznie ciekawa, jak to się stało, że pojawiła się ta bariera. I dlaczego? Jakiś cel tego chyba musiał być. Dziwne, że mieszkańcy nie próbują tego zgłębić. Czy sztywniactwo już dawno wykorzeniło w nich całą ciekawość? ahaha... :) Nie mogę się doczekać, aż Deirdre pozna kogoś z drugiej strony... Jej, to na pewno będzie ciężka znajomość. :) Lubię jej ciekawość. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze, że wolisz Cahan. Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. W końcu kto lubi wiecznie się podporządkowywać, zamiast korzystać z życia? Chociaż szczerze mówiąc, czasami lepiej wychodzi się właśnie na posłuszeństwie.
      Mieszkańców po prostu nie obchodzi to, co dzieje się po drugiej stronie. Tym bardziej, że widzą, że życie w drugiej krainie jest dokładnie takie samo. Chociaż ja na ich miejscu pewnie też wiele czasu spędzałabym na patrzeniu na tych po drugiej stronie Teorainn. Nawet, jeśli ich życie byłoby naprawdę nudne, interesowaliby mnie ze względu na to, że nie miałabym do nich dostępu.

      Usuń
  13. To poznajemy nowych bohaterów:)
    Bliźniaczki o różnych charakterach. Tym sposobem można je łatwo rozróżnić, bo i w ubraniach mają inne upodobania. Czytając o buntowniczej Cahan, przypomniała mi się Twoja Miriam ;) Można by uznać Cahan za taką średniowieczną Miriam :D Robi wszystko, by tylko wkurzyć... no, tym razem oboje rodziców.
    Kira natomiast jest spokojna. Woli trzymać się zasad, niż podpaść rodzicom. Może niektórym może nie spodobać się ta postać, ale ja uważam, że jednak potrzeba tu kogoś takiego jak Kira:)
    Deirdre dobrze postąpiła w sprawie małżeństwa z Oisinem. Myślę, że w ten sposób w jakimś tam stopniu udobrucha matkę. Ale wiem, że idąc w las napotka pewnego tajemniczego osobnika z drugiego świata :)
    Rozdział bardzo mi się podobał. Historia wciąga.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niee, Cahan wcale nie chodzi o to, żeby zdenerwować rodziców. Ona po prostu chce, by w życiu było jej jak najlepiej i myśli przede wszystkim o własnych marzeniach, a nie o tym, czego się od niej oczekuje.
      Kiara jest potrzebna Deirdre jako taki głos rozsądku, który czasem powstrzyma dziewczynę przed zrobieniem jakiejś głupoty. Ale, o dziwo, to czasem Cahan będzie tą bardziej rozsądną bliźniaczką.
      Dokładnie, nie mogłoby się obyć bez spotkania Lennana. On też lubi chodzić do lasu, ale w zupełnie innym celu niż Deirdre. Ale o tym w następnych rozdziałach :))

      Usuń
  14. Od razu mówię, że uwielbiam Cahan, i że gdyby istniała naprawdę na pewno byśmy się zaprzyjaźniły :-D Ja też jestem osobą odstającą od reszty, która nie interesuje się modą, i ubiera się tak, jak chcę. Nie słucham tej samej muzyki co inni, bo nie zależy mi na przynależności. Jestem wariatką i kiedyś w końcu znajdę kogoś, kto to w pełni zaakceptuje :-)
    Kiara jest zbyt sztywna jak dla mnie, ale każdy ma w sobie coś pięknego. Skąd ja to znam, że jedna siostra jest wciąż porównywana do drugiej...
    No i co ta Deidre zrobi z Oisinem? Jeśli nie jest w nim zakochana teraz, to raczej nie będzie też później. Przynajmniej ja w to wątpię.
    Jej matka jest okropna. Taka dystyngowana i idealna, że chce się rzygać...
    No i czego Deidre szuka w lesie? Spokoju? Ucieczki?
    I jak jest w tym drugim świecie? Czy naprawdę aż tak bardzo się różni?
    Nie mogę się doczekać, kiedy dowiem się tego wszystkiego :-D
    xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i bardzo dobrze, bo należy być sobą. Oczywiście, o wiele prościej jest wpasowywać się w szarą masę, jak to robi Kiara, bo wtedy przynajmniej jest się akceptowanym przez pozostałych, ale jeśli wymaga to ciągłego udawania i robienia rzeczy wbrew sobie, nie ma większego sensu.
      Kiara rzeczywiście jest sztywna. To taka typowa idealna dziewczyna przestrzegająca wszystkich zasad i słuchająca rodziców. Ale jedno jest pewne - dzięki temu jej życie jest wolne od większości komplikacji.

      Usuń
  15. Pierwsze co powiem, to uwielbiam Cahan. Naprawdę. Imponuje mi tym, że nie zważa na oceny innych i jest po prostu taka, jaka chce być, a nie taka jaką ja inni chcieliby widzieć. Natomiast jeśli chodzi o jej siostrę Kiarę.... Wydaje mi się odrobinę zbyt ułożona i pedantyczna. W dzisiejszych czasach dostałby łatkę nudziary (chociaż szczerze powiem, ze nie znoszę tego określenia). Zmorą chyba każdego rodzeństwa jest porównywanie. Nagminnie słyszy się, ze starsza siostra/ brat robi cos lepiej i szkoda, że ty też tak nie robisz. Istny dramat.
    Wcale nie dziwi mnie fakt, że Deirdre zastanawia się jak to jest po drugiej stronie teorainn. Nigdy nie spotkała tamtych ludzi, nie wie jacy są, czym się pasjonują. Nie wiadomo, czy nie panują tam inne zasady niż w Adh. A co jeśli tak? To byłoby niesamowite do odkrycia.
    Zaciekawiło mnie niezwykłe przywiązanie bohaterki do lasu. Co takiego sprawia, że ciągle tam wraca i to najlepiej w samotności? Ciekawie wykreowałaś postać Deirdre. Znajduje się gdzieś pomiędzy nierozważną Cahan, a sztywną Kiarą i to własnie ta równowaga w jej osobowości naprawdę mi się poodba.
    W ciągu najbliższych dni nadrobię resztę rozdziałów.
    Póki co życzę weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Powróciłem i jak tylko przeczytam całe "Zbrodnia Ikara" i "Ucieknijmy stąd", to wpadnę nadrobić twój blog, w sensie cały, cały. Na kiedy planujesz koniec? Ile zapowiadasz rozdziałów? Jest jakiś przedział? 30? 50?
    Imiona są tak skomplikowane, że będę je mylił, dlatego uznałem, że będę je skracał i spolszczał (mam cichą nadzieję, że się o to na mnie nie obrazisz).
    I teraz zrobił się problem, bo podczas czytania miałem dużo do powiedzenia (napisania), a teraz jakby wszystkie myśli mi uciekły, więc jakbym coś pominął i mi się potem przypomnij, to dopiszę w kolejnym komentarzu, albo kiedyś tam...
    Zaskoczyło mnie iż buntowniczka, która zdaniem głównej bohaterki powinna być mężczyzną, znaczy wolałaby urodzić się chłopcem, ma takie podejście do miłości. Wydawało mi się, że jej spojrzenie będzie bardziej... męskie niżeli romantyczne. Polubiłem jednak te postać i zastanawiam się dlaczego rodzice nie mają wpływu na córkę. Ona nosi się (ubiera) tak jak chce, a oni... nic, zero autorytetu, respektu, dyscypliny. Jak na czasy w jakich osadziłaś opowiadanie i zasady panujące w tej baśniowej krainie, to aż dziwne iż rodzice kolokwialnie mówią olewają nieodpowiedni, kurewski strój jednej ze swoich córek.
    Kolejna z bliźniaczek, właściwie druga i ostatnia, to idealnie wpasowana w tamten świat młoda dama, która nie ma wygórowanych, ani zbuntowanych pragnień. Ona chce dobrego męża, który będzie w stanie zapewnić jej but, na odpowiednim poziomie oczywiście, bo jakże by inaczej. Chce dzieci, być matką, urządzać przyjęcia - gites malinki ma plany, ale czuję w kościach, że skrzyżujesz jej drogi z jakimś biedakiem, albo bogaczem, ale tak chłodnym, że i tak będzie nieszczęśliwa ;-) Nie ukrywam, że chciałbym aby przyszły mąż (o ile przewidujesz tak daleko mknąć po czasie, że będzie już mężatką) ją zdradzał, albo nie szanował w inny sposób, albo był po prostu chłodny i korzystał tylko z tego co ma między nogami, a tak miał ją w dupie.
    Główna bohaterka natomiast jest takim mostem łączącym bliźniaczki. Chce męża, boi się utracić niezależność, chce miłość, ale boi się pokochać, bo moim zdaniem miłość to nie trafienie pioruna, choć ponoć i tak się zdarza, ale by pokochać, to trzeba kogoś poznać, spędzać z nim czas, bo być może chłopak, którego odrzuca, a którego ja sobie spolszczam do Olek, nie jest takim jakim jej się wydaje na pierwszy rzut oka, może te jego wypastowane buciki to tylko pozory, takie same jakie i ona tworzy na przyjęciach matki.
    PS - wtrącanie nr 1 - uwielbiam jej matkę xD
    Kiedy główna bohaterka rozmyślała o tym, że chciałaby być wolna, pozostać niezależna, przyszło mi do głowy, że jej niezależność jest wyimaginowana. To coś jak być buntownikiem kiedy wszystko się ma, a jednocześnie nie można niczego stracić - łatwo się wtedy buntować i jest to bunt moim zdaniem sztuczny. Jaką więc buntowniczką jest GB (główna bohaterka) skoro żyje na garnuszku rodziców, nie pracuje, nie zarabia i nie mówi głośno tego co myśli, nie wykrzykuje tych myśli prosto w twarz - nie jest niezależna, jest zależna od matki i ojca, po prostu nie dowodzi nią mężczyzna, choć wątpię, że by dowodził, bo chyba odpisałaś mi na poprzedni komentarz, że to społeczeństwo, gdzie raczej rządzą kobiety, a mężczyźni zapewniają żoną do tego możliwości finansowe ;-)
    Było tez, że Buntowniczka (ta z bliźniaczek) mogłaby chcieć być mężczyzną bo wtedy robiłaby wszystko to co nie wypada damie. Czy więc wszystko wypada dżentelmenowi? Wydaje mi się, że nie ;-)
    A i bym zapomniał. Gdybanie o barierze mi się udzieliło od GB i zastanawiam się czy można by zrobić podkop? No i czy barierę można stłuc, złamać, zniknąć. Co kryje w sobie historia skoro matka GB tak ostro zareagowała na niewinną przecież zabawę trzech dziewczątek?

    Pozdrawiam:
    dariusz-tychon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń