Ręce bardzo go bolały.
Skierował na nie wzrok i spostrzegł, że całe były upstrzone małymi ranami i
otarciami. Nic dziwnego, bo odnosił wrażenie, że płoną żywym ogniem. Palce
zdążyły mu zdrętwieć tak bardzo, że wydawało się wprost nierealne, iż w ogóle
jest w stanie jeszcze nimi poruszać. Widział, że zginają się i prostują, ale
wcale tego nie czuł, zupełnie tak, jakby obserwował kończyny kogoś innego.
Wyprostował się i otarł
strużkę potu spływającą po czole. Tego dnia na dworze panował upał, a on
postanowił przenieść pracę na zewnątrz. Zazwyczaj było to o wiele przyjemniejsze,
niż przesiadywanie w ciemnym pomieszczeniu, ale nie gdy mokre włosy lepiły się Lennanowi
do czoła.
Poczuł nieznośny ból w
plecach i złapał się za kręgosłup. Wydawało mu się, że jest już bardzo stary,
bo przecież pełnemu sił młodzieńcowi nie powinno strzykać w plecach. Takie są
jednak uroki spędzania całego poranka w przygarbieniu.
Mimo wszystko Lennana
rozpierała duma. To było jedno z większych zamówień, jakie otrzymał ostatnimi
czasy. Poproszono o wykonanie dużego stołu o zaokrąglonych krawędziach i
pasujących do niego krzeseł. Praca nad ogólnym zarysem mebli zajęła kilka dni,
a potem pozostało jeszcze wykonanie misternych zdobień.
Lennan bardzo lubił
swoją pracę. Najbardziej podobało mu się właśnie rzeźbienie. Było to o wiele
ciekawsze niż wycinanie z bel drewna kolejnych części mebli i składanie ich ze
sobą. Podczas rzeźbienia mógł dać się ponieść wyobraźni, wykonać różne piękne
wzory. Tak było i tym razem, gdy przez wiele godzin żłobił kształty przypominające
nieco pędy dzikich winogron oplatające podłokietniki.
Praca bardzo go
uspokajała. Oczywiście nie mogła się równać z wyprawami do lasu, ale mimo
wszystko było to przyjemne zajęcie, jakieś odstępstwo od codziennej rutyny. Największą
przyjemność sprawiało mu właśnie przesiadywanie w pełnym słońcu, na świeżym
powietrzu. Mógł wtedy słuchać ulicznego gwaru, a czasem śpiewu ptaków lub
nieśmiałego szumu wiatru. Tylko te plecy… Czasami ból wydawał się wprost nie do
zniesienia.
Usłyszał cichy śmiech
gdzieś niedaleko. Uniósł głowę i napotkał spojrzenie ciemnych oczu. Jakaś
dziewczyna wraz ze swoją przyjaciółką uważnie się mu przyglądała. Miała ciemne,
kręcone kosmyki barwy pochmurnej nocy, które delikatnie opadały na jej szczupłe
i opalone ramiona. Była bardzo niska i chociaż nie można jej było nazwać
pięknością, uśmiechała się naprawdę ładnie, a w jej policzkach pojawiły się
lekkie dołeczki. Koleżanka szturchnęła czarnowłosą łokciem, a wtedy ta po raz
kolejny się zaśmiała. Kiedy Lennan odpowiedział jej skinieniem głowy, czarnowłosa
nieznacznie się zarumieniła.
Przyzwyczaił się do
tego, że dziewczyny uważnie się mu przyglądają. Zdawał sobie sprawę, że jakieś
siły wyższe obdarzyły go urodą. Matka zawsze powtarzała, że Lennan wdał się w
ojca i jest równie przystojny jak on, a może nawet i bardziej. Dlatego właśnie płeć
piękna często zwracała na niego uwagę. Ale oczywiście tylko przedstawicielki klasy
średniej i trzeciej. Najwyżej urodzone nawet by na niego nie spojrzały.
Po raz kolejny otarł
pot spływający z czoła i uświadomił sobie, że nie ma na sobie koszuli. Zdjął ją
w momencie, gdy słońce najbardziej mu doskwierało. Najwidoczniej widok nagiego,
umięśnionego torsu silnie działał na dziewczyny, które nadal na niego
spoglądały. Nawet nie próbowały ukryć, że przyszły tylko po to, by popatrzeć.
Kiedyś Lennan ucieszyłby się z takiego zainteresowania, jednak tym razem po
prostu zignorował nieznajome. Co za różnica, ile dziewczyn na niego spoglądało,
jeśli Lavena od dawna omijała go wzrokiem… Przecież tylko dla niej żył i tylko
dla niej chciał dobrze wyglądać. Jeśli ona nie zwracała na niego uwagi, równie
dobrze mógłby być najbardziej odrażającym młodzieńcem na świecie i wcale nie
sprawiłoby mu to różnicy.
Jedna z dziewczyn, ta
ciemnowłosa, odważyła się do niego podejść. Bardzo zaskoczyła go jej śmiałość.
Zazwyczaj płeć piękna wolała posyłać długie spojrzenia i czekać, aż dany
młodzieniec sam postanowi się odezwać. To była niepisana zasada obowiązująca w Mór: Mężczyźni mieli zdobywać i dokładać
wszelkich starań, aby jakaś dama zwróciła na nich uwagę, im pozostało jedynie
wdzięcznie się uśmiechać i ładnie wyglądać.
– Witaj – uśmiechnął
się, choć wcale nie miał ochoty na rozmowy. Był już zmęczony i najchętniej po
prostu wziąłby krótką, orzeźwiającą kąpiel. Zresztą ostatnio w ogóle nie lubił
wdawać się w dyskusje. Matka martwiła się, że Lennan coraz bardziej się
izoluje. Ale odkąd nie był już z Laveną, jakiekolwiek relacje międzyludzkie
straciły dla niego sens.
– Witaj –
odpowiedziała, lekko dygając. Zauważył, że miała na sobie piękną sukienkę,
najpewniej jedną ze swoich najlepszych. Była czerwona i ładne podkreślała krągłości,
których mogłaby jej pozazdrościć niejedna dziewczyna, wdzięcznie opadając aż do
samych kostek. Czarne włosy kontrastowały z intensywnym szkarłatem materiału. –
Mam na imię Breena.
Na te słowa Lennan
lekko się uśmiechnął. Breena oznaczała czarnowłosą. Jakby się nad tym
zastanowić, w Mór nic, a już na pewno
imiona, nie było przypadkowe.
Nagle zapanowała
niezręczna cisza. Lennan nie czuł się komfortowo bez koszuli, z kroplami potu
spływającymi po czole i torsie. Mógłby porozmawiać z Breeną, ale nie wiedział o
czym. Przecież w ogóle się nie znali, a poza tym jakoś niespecjalnie zależało
mu na zawieraniu nowych znajomości. Od czasu rozstania z Laveną polubił samotność.
Dostrzegł rumieniec na
twarzy dziewczyny, gdy spojrzała na jego tors. Przez chwilę rozważał, czy nie
założyć koszuli, ale doszedł do wniosku, że temperatura jest zbyt wysoka. Skierował
wzrok na swoje dłonie i znów zaczął rzeźbić misterne kształty w poręczach
krzeseł. Chociaż najgorsze miał już za sobą, wciąż pozostało wiele pracy. W
sumie, razem ze stołem, do przygotowania miał jedenaście mebli, a ukończone zaledwie
dwa.
Breena zrobiła jeszcze
kilka kroków. Stanęła za plecami chłopaka i przypatrywała się jego pracy. Z
jakiegoś powodu Lennan poczuł się zestresowany. Nie lubił, gdy ktoś spoglądał
mu na ręce, a szczególnie, kiedy robił to tak bezwstydnie.
– Jesteś prawdziwym
artystą – stwierdziła. W jej głosie pobrzmiewał podziw.
– Artystą? – wzruszył
ramionami. – Po prostu wykonuję swoją pracę…
– Nieprawda –
zaprzeczyła gwałtownie. Przysunęła sobie jedno z krzeseł, które były już
ukończone i usiadła na nim, tuż obok Lennana, nie przejmując się zupełnie
wiórkami drewna, które poprzyczepiały się do pięknej sukienki. – Gdybyś
wykonywał pracę, stworzyłbyś meble takie jak wszystkie inne. Ty wkładasz w to
całą swoją duszę. Poświęcasz wiele uwagi każdemu wyżłobieniu i widać, że czynisz
to z pasją. Jesteś artystą.
Lennan nie wiedział, co
odpowiedzieć. Nie przywykł do sytuacji, gdy to dziewczyna zabiegała o jego
uwagę. Co prawda zdarzało się, że otrzymywał jakieś znaczące spojrzenia, ale
nigdy żadna nie prawiła mu komplementów.
Breena stanowiła miłą
odmianę od rutyny, od zwykłych schematów, do których Lennan zdążył już
przywyknąć. Chociaż z drugiej strony ostatnio dziwne rzeczy coraz częściej się
mu przytrafiały. Przecież była jeszcze Deirdre. Spotkania z osobami z Ádh również nie należały do normalności.
Dopiero po długiej
chwili milczenia, Lennan uświadomił sobie, że zachował się bardzo nieuprzejmie.
Nie dość, że to dziewczyna sama do niego podeszła i uparcie usiłowała
podtrzymywać rozmowę, chwaliła jego talent i pogodnie się uśmiechała, to on
nawet się jej nie przedstawił.
– Mam na imię…
– Wiem jak masz na
imię, Lennanie – przerwała mu wpół zdania. – Większość dziewczyn w wiosce wie,
kim jesteś. A przynajmniej te z klasy średniej i trzeciej – wzruszyła ramionami,
dostrzegając jego zdumione spojrzenie.
Nie miał pojęcia, jak
zareagować. Właściwie zdawał sobie sprawę z zainteresowania, jakie wzbudzał,
ale kompletnie go to nie obchodziło. Zależało mu tylko na Lavenie i wcale nie
odczuwał przyjemności, gdy kręciły się wokół niego jakiekolwiek inne dziewczyny.
– Jesteś dziwnie
milczący, Lennanie. I smutny.
– Nie jestem smutny –
wzruszył ramionami. – Tylko zamyślony…
– Zamyślony? A o kim
tak myślisz? Pewnie o Lavenie. Nie powinieneś tak po niej rozpaczać. Jest
mnóstwo dziewczyn, które z chęcią zajęłyby jej miejsce. Mnóstwo lepszych
dziewczyn. Takich, które by cię nie skrzywdziły.
Gwałtownie poderwał się
na nogi. Breena wzdrygnęła się najwyraźniej przestraszona jego reakcją. Lennan
stracił wszelką ochotę na jakiekolwiek rozmowy. Wiedział, że dziewczyna w
pewien sposób chciała go pocieszyć, dać do zrozumienia, że przed nim całe
życie, że wiele innych kandydatek na żonę tylko czeka, aż on się nimi zainteresuje.
Ale nikt nie miał prawa wspominać o Lavenie! Jego serce bolało na samą myśl o
niej, o jej pięknej twarzy, miedzianych włosach, o brzmieniu jej śmiechu… O
dźwięku kroków, gdy odchodziła…
– Chyba muszę już iść –
powiedział szybko. – Zapomniałem, że obiecałem popilnować brata, kiedy słońce znajdzie
się w najwyższym punkcie. Matka pewnie już czeka…
Breena nic nie
odpowiedziała, jedynie przypatrywała się mu z zamyśleniem. Zapewne zdawała
sobie sprawę, że to wytłumaczenie jest naprędce wymyślonym kłamstwem. Aidan
tego dnia cały dzień miał spędzić w domu swojego kolegi i wrócić dopiero o
zachodzie słońca. To jednak nie miało żadnego znaczenia.
Chociaż Lavena odeszła
już dawno, ból pozostał równie świeży, co w dniu, gdy się rozstali. Jego serce
stanowiło otwartą ranę, która nie chciała się zagoić. Możliwe, że to już nigdy
nie miało się wydarzyć. Możliwe, że miał cierpieć już do końca życia na dźwięk
jej imienia.
– Do zobaczenia,
Lennanie – pożegnała się Breena, dając mu do zrozumienia, że jeszcze nieraz
przyjdzie im porozmawiać. Imponowała mu jej pewność siebie, ale jednocześnie
przerażało go, że dziewczyna bez skrępowania porusza temat jego życia uczuciowego.
Oddalił się, rzucając
jeszcze przez ramię jakieś słowa pożegnania. W rękach dźwigał jedno z krzeseł,
które zaniósł do zadaszonego warsztatu. Wiedział, że będzie musiał zawrócić na
polanę jeszcze dziesięć razy, nim przeniesie wszystkie meble, dlatego miał
nadzieję, że Breena do tego czasu zniknie, a nie będzie stała i po prostu się
na niego patrzyła. Na szczęście, gdy przyszedł po następne krzesło, czarnowłosa
zdążyła zniknąć. Została po niej tylko czerwona wstążka, która najpewniej
oderwała się od sukni. Albo pozostawiono ją celowo, jako obietnicę rychłego
spotkania…
Znów był w lesie. Właśnie
w taki sposób zawsze kończyło się rozmyślanie o Lavenie. Najpierw odczuwał
ogromny ból, wprost nie do zniesienia, potem nagle pojawiała się potrzeba uwolnienia
się od tego cierpienia. Wtedy zazwyczaj nogi prowadziły go prosto wśród
gęstwinę drzew, gdzie mógł odnaleźć spokój. Zapach leśnego poszycia zawsze go
uspokajał. Tak samo jak cichy szum drzew i nieśmiałe świergotanie ptaków. Nawet
widok spłoszonej zwierzyny działał w jakiś sposób kojąco. Lennan wiele razy
próbował zbliżyć się do sarny czy wiewiórki, ale nigdy się mu nie udawało. Był
typowym mężczyzną – silnym, wytrwałym, ale pozbawionym gracji.
Szedł długi czas, nawet
nie myśląc o tym, gdzie prowadzą go nogi. Najpierw minął jaskinię i przez
chwilę zastanawiał się, czy przypadkiem nie obmyć się w źródle. Właściwie
powinien był to zrobić, biorąc pod uwagę fakt, że pracował przez kilka godzin w
pełnym słońcu. Uznał jednak, że w Collie
Fada i tak nikogo nie spotka, a poza tym zupełnie nie obchodziła go opinia
ludzi. No z pewnym wyjątkiem… Ale Laveny raczej nie miał szansy spotkać w
lesie, którego tak nienawidziła.
Szedł przed siebie, jakby nawet nie zdawał
sobie z tego sprawy. Dopiero jakiś czas później, gdy słońce znajdowało się o
wiele niżej, niż w chwili, gdy wyruszył, przystanął i postanowił się rozejrzeć.
Nie miał pojęcia, gdzie
przyszedł. Collie Fada stanowił las
ogromnych rozmiarów i mimo częstego zagłębiania się w plątaninę drzew, Lennan
nie odkrył jeszcze nawet połowy jego tajemnic i rozmaitych ścieżek. Właściwie
nie sądził, że zdoła to zrobić do końca swojego życia. Las był zbyt ogromny i
zbyt tajemniczy, by jakikolwiek człowiek mógł tego dokonać.
Usiadł pod pobliskim
drzewem, opierając głowę o gruby pień. Zaczął wdychać zapach żywicy, która
wypływała z jakiegoś niewielkiego zagłębienia. Może to była sprawka dzięcioła,
a może spadającej szyszki. Właściwie nie miało to żadnego znaczenia. Chłopak
przymknął oczy i cieszył się bliskością lasu. Najchętniej pozostałby w tym
miejscu na zawsze.
Nie dane mu było jednak
odpoczywać zbyt długo, bo już po chwili usłyszał jakiś pojedynczy szelest tak
cichy, że mógł być tylko złudzeniem. Pospiesznie otworzył oczy i zaczął rozglądać
się dookoła. Przez chwilę miał nadzieję, że to jakieś zwierzę odważyło się
podejść blisko, że chociaż raz będzie miał okazję przyjrzeć się z niewielkiej
odległości któremuś z leśnych mieszkańców.
Ale zamiast smukłego
ciała sarny czy krótkich ptasich nóżek chłopak dostrzegł coś zupełnie innego.
Powiewający na wietrze materiał, ciemne kosmyki sięgające łokci i twarz, którą
ostatni raz widział kilka dni wcześniej.
Deirdre wyglądała tak
samo jak podczas ich ostatniego spotkania. Jej włosy były nieco poplątane od
wiatru, który tego dnia wydawał się nadzwyczaj kapryśny. Znów ściskała w dłoni
łuk tak pewnie, jakby urodziła się z nim w dłoni. Przez ramię przewiesiła
kołczan, do którego po raz kolejny przywiązała buty. Tylko sukienka była inna.
Właściwie pod względem uszycia nie różniła się praktycznie wcale od fioletowej
i zwiewnej spódnicy połączonej z obcisłą górą, jaką dziewczyna miała na sobie
ostatnio. Tym razem jednak góra nie odsłaniała całkowicie szczupłych ramion i
wystających obojczyków, ale została wzbogacona o sięgające do połowy ręki
rękawy rozszerzane na końcu. Powiewały na wietrze tak samo jak luźna spódnica,
przez co Deirdre znów przypominała elfa. Nieodłączna przepaska na włosach tylko
wzmagała to wrażenie, a biel materiału jeszcze bardziej upodabniała ciemnowłosą
do mieszkanki lasu, o której słyszy się w starych legendach. Lennanowi
przemknęło przez myśl, że biel niespecjalnie nadaje się do wypraw po lesie.
– Co tu robisz,
Lennanie? – zapytała Deirdre. Nie wyglądała na zaskoczoną w przeciwieństwie do
niego. Jej twarz pozostała nieprzenikniona, więc nie mógł stwierdzić, czy
ucieszyło ją to spotkanie.
– Właściwie sam nie
wiem. Przypadkowo tu trafiłem – jedynie wzruszył ramionami. W tym momencie
żałował, że nie obmył się, nim zagłębił się w ścieżki Collie Fada. Chwilę później skrzywił się na tę myśl. Przecież w
takim stanie widziała go jedynie jakaś dziewczyna z Ádh …
– Tak? Powiedz mi,
Lennanie, czy często ci się zdarza znajdywać się w miejscach, do których nie
wiesz, jak trafiłeś? – zapytała. Uśmiech błąkał się jej po twarzy.
Podeszła nieco bliżej z
uniesioną przed siebie ręką. Zaczęła nią machać na oślep, jakby była niewidoma.
Dopiero po dłuższej chwili, gdy dystans między nimi znacznie się zmniejszył,
dziewczyna napotkała opór Teorainn. Wtedy
usiadła na trawie, kompletnie nie przejmując się możliwością pobrudzenia
sukienki. Uważnie przyglądała się Lennanowi, a jej oczy błyszczały w jakiś niepokojący
sposób.
– Właściwie nie mam
pojęcia, jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałem – chłopak tylko wzruszył
ramionami. – Ale tak, chyba dosyć często przytrafiają mi się takie sytuacje –
dodał po chwili. Już jakiś czas temu doszedł do wniosku, że Deirdre nie jest
typową dziewczyną, która zawstydza się i rumieni przy każdej rozmowie z
chłopakiem. Na jej nieco złośliwe uwagi należało odpowiadać z lekceważeniem i
dystansem.
Najwyraźniej spodobała
jej się ta odpowiedź, bo zielone oczy jeszcze bardziej zabłysły, a uśmiech stał
się szerszy i już nie przypominał jedynie wątpliwego cienia błąkającego się po
twarzy. Lennan musiał przyznać, że z tym uśmiechem Deirdre wyglądała jeszcze
piękniej, niż kiedy w wojowniczej pozie przygotowywała się do oddania strzału z
łuku.
– Chyba męczące muszą
być te twoje wędrówki…
Nie podobało mu się, że
zwróciła uwagę na jego wilgotne włosy i kropelki skrzące się na czole. Chociaż
to może i lepiej, że nie była typową damą, która próbowała udawać, że niczego
nie dostrzega. Lennana często irytowały wszelkie reguły, do których należało
się stosować nawet, gdy wydawały się kompletnie bez sensu. Najwyraźniej
Deirdre, dziewczyna klasy pierwszej, która powinna mieć dobre maniery we krwi,
była podobnego zdania.
– Nie, to nie od
spaceru. Robiłem krzesła – odpowiedział, kiedy zdał sobie sprawę, że nie może
znaleźć żadnej złośliwej uwagi.
– Krzesła? Jesteś
cieślą, Lennanie?
– Tak właściwie to nie
wiem, kim jestem. – Podniósł się z miejsca i wykonał ten sam gest, co wcześniej
Deirdre. Kiedy poczuł pod palcami opór, znalazł jakieś bliższe drzewo, o które
mógł się oprzeć. Gdy dystans pomiędzy nimi się zmniejszył, przyjemniej się
rozmawiało. Lennan miał tylko nadzieję, że choć dźwięki i obrazy przedostają
się przez ścianę, z zapachami jest inaczej. Nie sądził, by jego koszula przywodziła
na myśl woń kwiatów… – Czasami pomagam kowalowi albo siedzę przy stoisku matki.
A kiedy mam czas, robię meble.
– I co, podoba ci się
to składanie krzeseł i szaf? – zapytała dziewczyna, pochylając się w jego
stronę.
Lennan nie rozumiał tej
fascynacji, która pojawiła się na twarzy Deirdre. Dopiero po chwili zdał sobie
sprawę, że ma do czynienia z osobą klasy pierwszej. Tacy jak ona płacili za
pracę innych i dostawali wszystko, czego zapragnęli. Na pewno nie zastanawiali
się nad tym, jak powstają meble, kto je robi i ile czasu oraz wysiłku to
pochłania.
– Właściwie samo
składanie nie jest niczym ciekawym. Tylko wykrajasz elementy i łączysz je ze
sobą. Ja wolę zajmować się wykończeniami. To o wiele przyjemniejsze.
– Wykończeniami? A więc
rzeźbisz w drewnie? – Jej oczy błyszczały fascynacją i zainteresowaniem. Tym
razem nie dostrzegł w nich kpiny, choć długo jej wypatrywał.
– Można tak powiedzieć
– wzruszył ramionami. – Wymyślam różne kształty i próbuję je wykonać.
– Czyli jesteś artystą
– uśmiechnęła się. – Dobrze wiedzieć, że jeszcze takich można znaleźć na tym
świecie.
Lennan nie wiedział,
jak zareagować. Do tej pory przyzwyczaił się do kpiącej, zbuntowanej postawy
Deirdre i teraz w każdym słowie szukał ironii. Dopiero po chwili dotarło do niego,
że dziewczyna mówiła całkowicie szczerze. Chyba lubiła artystów. Właściwie nie
powinien być zdziwiony, skoro Deirdre aprobowała wszystko, co w jakikolwiek
sposób odbiegało od codzienności i rutyny. Lennan zupełnie nie potrafił jej
zrozumieć. Z jednej strony była taka wojownicza, a jednak pozostawała wrażliwa,
potrafiła marzyć i zachwycać się niebanalnością świata. I wcale nie usiłowała
stłumić tej delikatnej części siebie.
– No może… Ale na pewno to nie to samo, co granie na
harfie…
– Oj już nie udawaj
takiego skromnego, Lennanie. Sztuka to sztuka, obojętnie w jakiej formie –
machnęła ręką.
Podobało mu się, że
rozmawiała z nim w zupełnie inny sposób. Przede wszystkim nie postrzegała go
jako potencjalnego kandydata na męża czy nie zachwycała się jego sylwetką i
przystojną twarzą. Rozmawiała z nim dla samej rozmowy, dla poznania drugiego człowieka
i to było coś zupełnie odmiennego, jakby dopiero teraz przekonał się, że
dziewczyny nie muszą być do siebie podobne, że nie wszystkie posyłają jedynie
nieśmiałe uśmiechy i czekają z niecierpliwością, aż upatrzony młodzieniec
zacznie się wokół nich kręcić. No a poza tym Deirdre umiała dostrzec, że nie
był zwykłym mieszkańcem Mór. Widziała
w nim artystę, kogoś, kto ma osobowość, jakiś talent, kto czymś się wyróżnia.
– Nie powinnaś mnie
oceniać, skoro nie widziałaś tego, co robię…
– To bez znaczenia.
Artysta zawsze pozna innego artystę. Poza tym gdybyś nie rzeźbił z pasją, nie
pracowałbyś tak długo mimo zmęczenia. Ale jeśli chcesz, możesz następnym razem pochwalić
się swoim dziełem.
Lennan nie mógł się
powstrzymać i wybuchnął głośnym śmiechem. Wyobraził sobie siebie niosącego
przez pół lasu krzesło. Musiałby wyglądać naprawdę dziwnie, targając mebel
przez całą wioskę i zagłębiając się z nim w Collie
Fada. Przez chwilę zdumiało go brzmienie własnego głosu. Nie do końca był
pewien dlaczego i dopiero, gdy Deirdre również dołączyła do niego i zaczęła się
śmiać, uświadomił sobie, że dawno tego nie robił. Właściwie ostatni raz coś go
rozbawiło, gdy był jeszcze z Laveną. Zapomniał nawet, jak to jest cieszyć się z
małych rzeczy, ale kiedy w końcu pozwolił, by śmiech wypłynął z jego ust,
poczuł się tak, jakby powróciły do niego cudowne wspomnienia, jakby wreszcie
odnalazł coś, co dawno zgubił.
– To może zrobimy tak:
ja pokażę ci swoje pracę, ale ty w zamian przyniesiesz harfę i coś zagrasz? –
zaproponował.
– Jasne, nie ma sprawy
– wzruszyła ramionami i po raz kolejny się zaśmiała.
To było takie
oczyszczające – śmiać się i nie martwić dosłownie niczym. Poza tym Lennanowi
bardzo podobało się, że Deirdre nie traktuje go z góry. Może i pochodził z
drugiej strony, ale jednak należał do klasy średniej, więc dziewczyna miała
prawo czuć się lepsza. Sprawy miałyby się pewnie zupełnie inaczej, gdyby
spotkali się poza lasem, gdyby obserwowały ich czyjeś oczy, a już w ogóle
wtedy, gdyby oboje należeli do tego samego świata. Pewnie wtedy Deirdre
ominęłaby Lennana, nawet na niego nie zerkając, ewentualnie wręczyłaby mu
zapłatę, prosząc o wykonanie jakiegoś mebla. I to by było tyle. Chłopak
uświadomił sobie, że praktycznie nie zna tej dziewczyny i nie powinien tak
szybko jej oceniać. Mawia się, że człowieka powinno się poznawać dwa razy – na
osobności i wśród tłumu. I chyba rzeczywiście tkwiło w tym ziarno prawdy.
– O czym myślisz,
Lennanie? – zapytała Deirdre, nagle poważniejąc. Zmrużyła lekko oczy. – Nie
podoba mi się wyraz twojej twarzy.
Albo była świetną
obserwatorką i natura obdarzyła ją ponadprzeciętną inteligencją, albo Lennan
najzwyczajniej w świecie wykrzywił usta w jakimś dziwnym grymasie. To by było
nawet bardziej prawdopodobne, bo zazwyczaj gdy się zamyślił, wyglądał po prostu
głupio. Aidan często wybuchał śmiechem, gdy obserwował rozmyślającego nad czymś
brata. Mimo wszystko Deirdre zdawała się przenikać oczami nie tylko przez Teorainn Diamond, ale i przez duszę
chłopaka i prześwietlać ją na wylot.
– Po prostu nad czymś myślałem…
– Nad czym, Lennanie?
No już nie bądź taki tajemniczy…
– Nad pozorami. I nad
tym, jak zachowujemy się w tłumie. Czasami wśród ludzi jesteśmy zupełnie innymi
osobami niż w samotności.
– Masz rację – skinęła
głową, uważnie się mu przyglądając. Naprawdę go słuchała. To była miła odmiana
po rozmowach z Laveną nielubiącą rozmyślać nad poważnymi sprawami, na które i
tak nie miała wpływu. – Ale to zależy od nas samych. Praktycznie każdy próbuje
się wpasować, ale ja tego nienawidzę. Dlatego właśnie matka często jest
niezadowolona, a wielu potencjalnych kandydatów na męża ma mnie za… no nie
wiem… za dziką, zbyt zbuntowaną? A może po prostu za źle wychowaną? Tylko, że
wiesz, jakoś niespecjalnie mnie to obchodzi. Jak mam zły humor i potrzebuję
odreagować, ściągam buty i idę postrzelać z łuku, a nie tłumię w sobie wszystko
jak pozostałe dziewczyny. Chyba bym zwariowała.
W tym momencie Lennan porzucił
wszelkie obawy. Deirdre naprawdę nie była taka jak jej rówieśniczki. Może gdyby
żyli w jednej krainie, naprawdę by się do niego odezwała, nie zwracając uwagi na
hierarchię i opinie innych ludzi. Zrobiłaby to, ale nie dlatego, żeby dać wyraz
buntu. Jedynie z tego powodu, że najzwyczajniej w świecie naszłaby ją taka
ochota.
– No, ten wyraz twarzy
podoba mi się znacznie bardziej – dodała Deirdre po chwili milczenia i wtedy
Lennan zdał sobie sprawę, że się uśmiechnął.
– Mnie chyba też –
odpowiedział i jeszcze wyżej uniósł kąciki ust. – Robi się już późno –
stwierdził, spoglądając na słońce, którego promienie zdawały się blednąć. –
Muszę iść, dziewczyno z lasu.
Kiwnęła głową i również
wstała. Jego uwadze nie uszedł fakt, że w zielonych oczach pojawił się błysk,
kiedy nazwał ją w ten sposób. Najwyraźniej lubiła być „dziewczyną z lasu”,
niezależną, nieposkromioną i inną niż pozostałe. Jej białą sukienka z drogiego
materiału zdobiły plamy ziemi i trawy.
– To do zobaczenia.
Może tutaj? Za dwa dni? Tylko nieco wcześniej, bo bez sensu wracać do domów po
nocy – dodał na odchodne.
Nie obrócił się i nie
czekał, aż dziewczyna wyrazi zgodę. I tak czuł, że los chciał, by się poznali i
w końcu doszłoby do kolejnego spotkania, nawet bez ich ingerencji. Nagle zdał
sobie sprawę, że już nie może się doczekać kolejnej rozmowy. Spodobało mu się,
że dzięki Deirdre potrafił się śmiać. Może kiedyś mógł nawet na powrót poczuć
się szczęśliwym.
~*~
Szablon, który widzicie, jest autorstwa Dusi. Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję, bo teraz blog wygląda zdecydowanie lepiej, poza tym znajduje się tu wszystko, co kojarzy się z tym opowiadaniem - Deirdre, harfa, las, góry i jezioro.
Podczas czytania pewnie niektórzy zauważyli, że pojawia się nazwa "Collie Fada", chociaż las nie był wcześniej tak nazywany. Wynika to z tego, że teraz wprowadzam gruntowne poprawki we wszystkich rozdziałach. Na razie poprawiłam kilkanaście początkowych rozdziałów i zdecydowałam się dodać nazwę własną lasu, dlatego tak to wygląda. To samo się tyczy pisowni "Teorainn". Uznałam, że skoro inne nazwy własne piszę kursywą, to nazwę granicy też powinnam pisać w taki sposób.
Wiem, że mam zaległości na Waszych blogach (hmm to w sumie nic nowego), ale nadrobię wszystko wieczorem. Ewentualnie jutro, ale postaram się jednak wyrobić ze wszystkim dzisiaj.
Bardzo podoba mi się to, jak wykreowałaś Lennana. Jest idealny, ale w innym sensie niż Oisin - bardziej człowieczy z krwi i kości, męski, a jednocześnie wrażliwy. Widać, że wciąż nie umie pogodzić się z utratą Laveny. Każda myśl o byłej dziewczynie sprawia mu nieprawdopodobny ból, czego nie rozumieją inni, którym wydaje się, że po upływie czasu powinien wreszcie zaakceptować odejście kobiety. Dlatego też zirytowało mnie zachowanie Breeny. Brunetka pewnie nie miała złych intencji, ale niepotrzebne była taka nachalna, skoro zauważyła, że Lennan nie kwapi się specjalnie do rozmowy z nią. Prawdopodobnie chciała tylko go poderwać, no cóż... nie dziwię się więc, że chłopak zareagował tak gwałtownie. A dzięki temu nadarzyła się okazja do kolejnego spotkania z Deirdre, czyli równie wspaniale wykreowaną postacią.
OdpowiedzUsuńDeirdre jest buntownicza, a zarazem wrażliwa. Widać, że bardzo przypomina Lennana. To znaczy... nie jest jego odzwierciedleniem, ale pasuje do niego. Ich rozmowa była przesycona radością i optymizmem, że aż miło się czytało. Liczę na to, że ta znajomość nie skończy się zbyt szybko i oboje znajdą jakiś sposób na zburzenie Teorainn.
Breenie zdecydowanie chodziło o zainteresowanie swoją osobą Lennana. W końcu chłopak, do którego wzdycha wiele dziewczyn z klasy średniej, jest wolny to czemu by nie skorzystać z okazji i się z nim nie poznać. Ale mimo tego, że Lennan nie kwapił się do rozmowy, Breena jest dosyć uparta i jeszcze go odwiedzi.
UsuńRzeczywiście Deirdre w jakiś sposób przypomina Lennana i właśnie dlatego tak dobrze się im rozmawia. Jeszcze wciąż się poznają, dlatego każda ich rozmowa jest inna, ale na pewno powoli nawiązują porozumienie.
Rozdział bardzo mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńCoraz to bardziej postać Lennana bardzo mi się podoba. Ma w sobie tę wrażliwość, która pozostała po stracie Laveny. Ból jeszcze się trwa, wciąż czuje puste, a zapomnienie o niej jest bardzo trudne i Breena... no cóż, myślę, że dla niej powiedzenie słów, by zapomniał o niej, że są inne dziewczyny, były zbyt proste. Dziewczyna nie doświadczyła takiej straty i nie przemyślała do końca swoje słowa. Sądzę, że ona jeszcze się tu pojawi i będzie chciała uzyskać względy Lennana.
Ponowne spotkanie z Deirdre znów bardzo ciekawy. Takie niespodziewane :) Widać, jak oboje coraz to lepiej się dogaduje i kto wie, może te spotkania sprawią, że Lennan zapomni o bólu po stracie Laviny? Jak to powiedziała Chi Chi z DB: "Śmiech to najpiękniejsza melodia świata" :)
I nie ma za co za szablon ;) Gdybyś chciała go zmienić, to zawsze służę pomocą ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Masz rację co do Breeny - nie doświadczyła w swoim życiu takiej straty jak Lennan. Zresztą kiedy lepiej poznasz tę postać, zobaczysz, że to raczej beztroska dziewczyna, która żyje chwilą i dlatego trudno jej zaakceptować fakt, że ktoś może tak długo cierpieć.
UsuńMimo tego, że Deirdre ma dobry wpływ na Lennana, to o Lavenie chłopak tak szybko nie zapomni. Naprawdę kochał tamtą dziewczynę, dlatego strata jest dla niego tak bolesna. No ale na pewno jest już na dobrej drodze, żeby kiedyś poczuć się szczęśliwym.
Świetny rozdział, zwłaszcza, że było w nim tak dużo Lennana, którego wprost uwielbiam.
OdpowiedzUsuńSuper wykreowałaś tego chłopaka, bo nie jest on idealny. Ma swoje wady i słabości, a przez to wydaje się prawdziwy. W jego głowie wciąż siedzi była dziewczyna, co świadczy o tym, że jest niesamowicie wrażliwym i dobrym człowiekiem. Niestety, właśnie tacy ludzie najczęściej dostają od życia po tyłku. W tym przypadku nie było wcale inaczej. Jego to wszystko jeszcze boli i pewnie boleć będzie jeszcze długo, ale widać pewien progres. W końcu zdołał się nawet zaśmiać w towarzystwie Deidre, co było miłym zaskoczeniem. Ta dziewczyna działa na niego naprawdę dobrze, niczym najlepsza terapia. Ich spotkanie było niespodziewane, ale cieszę się, że to niego doszło. Dla Lennana była to szansa na oderwanie myśli od dręczących go problemów. Oboje są do siebie podobni i chyba przez tak szybko znaleźli wspólny język. Są artystami, nie chcą powielać schematów, odnajdują spokój w lesie... Podobieństw znalazłoby się pewnie więcej, ale te rzuciły mi się w oczy po przeczytaniu tego rozdziału.
Breena nie przypadła mi do gustu. Sama nie wiem, czemu. Po prostu wydaje mi się zbyt pewna siebie. Chce zdobyć zainteresowanie chłopaka, ale brak jej przy tym taktu. Nie powinna wspominać przy nim o byłej dziewczynie. Ona chyba nie rozumie, że dla niego jest to nadal bolesne. Może nigdy nie spotkało jej coś podobnego i zwyczajnie tego nie rozumie? Nie wiem, ale wydaje mi się, że jej towarzystwo nie pomoże Lennanowi szybciej się pozbierać.
Cóż, jestem ciekawa, jak to dalej rozegrasz, bo z rozdziału na rozdział akcja nabiera tempa i robi się coraz ciekawsza.
Dodam jeszcze, że ten nowy szablon jest po prostu uroczy. Bardzo mi się podoba zarówno ta nowa kolorystyka, jak i śliczny nagłówek. Wszystko ze sobą współgra. Jest idealnie ;)
Pozdrawiam!
Lennan ma po prostu pecha. Jest w trochę podobnej sytuacji co Oisin - mógłby mieć wiele dziewczyn, które byłyby zachwycone perspektywą małżeństwa, ale niewłaściwie ulokował swoje uczucia i przez to nie ma szansy na szczęście, przynajmniej w najbliższym czasie. Na szczęście dzięki Deirdre jest w stanie zdobyć się chociaż na chwilę uśmiechu.
UsuńBreena wie, czego chce, a aktualnie jej pragnieniem jest lepsze poznanie Lennana. Rzeczywiście nie robi tego jednak subtelnie, ale bardzo bezpośrednio. Nie będę zdradzać, czy będzie miała pozytywny wpływ na Lennana, sama z czasem się dowiesz i będziesz mogła to ocenić, ale na pewno Breena pojawi się jeszcze w niejednym rozdziale.
Podoba mi się to,że Lennan łączy pasję i pracę. Myślę, że naprawdę jest artystą, i bardzo podobał mi się konkrast, w jaki wypowiedizały to w różnym czasie różne dziewczyny. A więc tym razem L i D spotkali sie przypadkowo. Jak zwykle było to zupełnie inne spotkanie od pozostałych. CHoć tak naprawdę Deirde interesowała się L już od początku xD A że inaczej się zachowywała... Lennan tez juz inaczej z nia rozmawia, jest o wiele bardziej towarty, nawet jeśli nadal mhysli o swojej byłej dziewczynie. Musi się zniej wyleczyć dla wlasnego dobra. W tym rozdziale trochę denerowało mnie,że L tak mega często i silnie podkreślał inność Deirde. No i trochę niefortunnie napisałąs, że zmienił o niej zdanie, jak wypowiedziąła się na temat pozorów. Tak naprawdę to w porówananiu z tym, co myslał o niej wczęnsije podczas tej rozmowy, to chyba tylko bardziej utiwerdził się w przekonaniu, że diewczyna jest inna niż wszystkie, wyjątkowa, nietuzinkowa. Podobnie z końcówką rozdziału. Oprócz tego jednak post jak zwykle był świetnie napisany, a opisy bardzo mi się podobały. Fajnie,że w tym rozdziale Deirde się już aż tak nie wybijała, mimo że L tak dużo i niej myślał podczas rozmowy. Ale to i tak on wiódł tutaj prym i to była miła odmiana. Są bardziej podobni do siebie, niż to się na pierwszy rzut oka wydaje.ale nie mam pojęcia, jak będą mogli się tak nadal spotykać oddzieleni przez tę barierę
OdpowiedzUsuńTeraz, kiedy Lennan już pozbył się swojej burkliwości i przestał sądzić, że znajomość z Deirdre nie ma sensu, ich spotkania będą dla obojga zdecydowanie przyjemniejsze.
UsuńO, dzięki za zwrócenie mi uwagi, jakoś kompletnie tego nie zauważyłam przy wprowadzaniu poprawek. Tak to bywa, że jak się czyta rozdział po raz 10, to wielu rzeczy się już nie zauważa. Rzeczywiście, Lennan powinien jedynie umocnić się w przekonaniu o inności Deirdre, dlatego już ten fragment poprawiłam.
Szczególnie spodobało mi się tutaj to, że Lennan spojrzał na Deirdre z innej strony. Mam na myśli, że dogadują się znacznie lepiej, nie ma już tyle tej niepewności i wycofania. Co do samego Lennana, to od początku sprawiał wrażenie innego, a artyści jakby nie było chodzą/myślą własnymi ścieżkami. Bardzo fajnie połączyłaś też jego trud i pracę z pasją, która mimo że jest tym małym elementem to napędza do działania.
OdpowiedzUsuńWidać, że uczucie jakim darzył Lavinę było silne i pozostawiło w sercu 'dziurę'. Czytając jego wspomnienia na ten temat, aż czuło się smutek. Wydaje mi się, że tej miłości nigdy nie zapomni(bądź samej siły tego uczucia), aczkolwiek mam nadzieję, że znajomość z Deirdre stopniowo zacznie łagodzić ból jaki odczuwa na samo wspomnienie o ukochanej.
Mam nadzieję, że teraz - gdy przełamali 'pierwsze lody' - spotkania Deirdre i Lennana pod Teorainn będą coraz ciekawsze. :)
Pozdrawiam!
PS Co do szablonu to bardzo fajny i najważniejsze to dopasowany do treści opowiadania ;)
To, że tych dwoje lepiej się dogaduje, to zasługa Lennana. Przedtem rozmowa była mniej przyjemna, bo chłopak kompletnie nie miał ochoty na kontakt z drugim człowiekiem, teraz nieco zmienił nastawienie.
UsuńLennan rzeczywiście bardzo kochał Lavenę, przede wszystkim bardziej niż ona jego, co na dobre mu nie wyszło, bo ona żyje dalej, a on nie potrafi. Ale mimo tego, że nigdy nie zapomni uczucia, jakim darzył tę dziewczynę, znajomość z Deirdre wiele zmieni w jego życiu (czego raczej nietrudno się domyślić ;p )
Nieee, co to za jakaś Breena, no! Po co ona tam się przyczłapała? Nie dość, że Lennanowi w pracy przeszkodziła, to jeszcze wspomniała o Lavenie, wpychając go w „Ten Lennanowy Stan” (czyli smutek z domieszką tęsknoty za Laveną). Już nawet nie wspomnę o tym, że przez jej bezpośredniość biedak musiał uciec się do kłamstwa, żeby stamtąd zwiać. Wiem, to nie jej wina – nie mogła o tym wiedzieć. No i zapewne nie mogła też tego zrozumieć, bo żeby zrozumieć Lennanka, trzeba by podobnego doświadczenia straty…. Jedyna dobra rzecz, która wynikła z tego jej zupełnie niepotrzebnego przybycia, to fakt, że Lennan potrzebował się od tego wszystkiego odciąć, chwilę pomyśleć i w rezultacie wpadł w lesie na Deirdre. Hurra! Kolejne spotkanie za nimi <3 I na dodatek umówili się na następne i będą sobie nawzajem prezentować swoje umiejętności artystyczne. Już widzę oczami wyobraźni, jak to Lennan zasłuchuje się w pięknej muzyce Deirdre i zupełnie zapomina o wszelkich dręczących go smutkach (nawet Lavena zostaje wyrzucona z pamięci). I w rezultacie doceni Deirdre, będzie na nią patrzeć z zachwytem i po prostu wejdzie na drogę zupełnego, kompletnego, całkowitego zatracenia we wspaniałości Deirdre :P No okej, to ostatnie może przyjdzie dopiero z czasem, w końcu z Lennana dość osobliwy człowiek, więc Laveny tak szybko nie wypchnie z pamięci i nie zastąpi jej od razu Deirdre :) No ale wygląda na to, że powoli, powoli wszystko zmierza w jak najlepszą stronę (czytaj: w stronę wielkiej miłości między tą dwójką). Tak strasznie się cieszę, że oni się zaczęli bezproblemowo dogadywać. Lennan na szczęście zdobył się na to, by przy Deirdre na moment odciąć się od swojej smutnej natury człowieka niefortunnie zakochanego, skupiając się na tym by Deirdre lepiej poznać. Zresztą myślę, że może on zauważył, że spotkania z Deirdre są niezłym sposobem na odcięcie się od tego wszystkiego? Odbywają się w lesie, który kocha, a i sama Deirdre jest specyficzna - to dziewczyna, która przyciąga uwagę, ale jest też niezwykle ciekawa, aktywna, więc siedzenie przy niej w milczeniu jest niemal niemożliwe. Także chcąc, nie chcąc zmuszony jest prowadzić z nią konwersację :P
OdpowiedzUsuńŚliczny szablon!
Pozdrawiam serdecznie <3
Hahah widzę, że już kolejną osobę denerwuje postać Breeny. Ja mimo wszystko całkiem ją lubię. Breena rzeczywiście nie przeżyła w życiu czegoś takiego jak Lennan, zresztą ona w ogóle jest dosyć beztroską osobą, o czym będziesz się mogła jeszcze przekonać, bo Breena będzie miała duży udział w całej tej historii.
UsuńNie no z tym chwaleniem się swoimi talentami to był tylko żart, bo Deirdre nie przytargałaby sama harfy do lasu, musiałaby do tego zaangażować kilku chłopaków, przez co wszyscy w wiosce dowiedzieliby się, co Deirdre robi w lesie. Ewentualnie Lennan mógłby przytargać jakieś krzesło, ale nie sądzę, żeby to zrobił ;p
Lennan rzeczywiście zauważył, jak pozytywnie wpływa na niego Deirdre. Nawet w jednym z późniejszych rozdziałów jest to bezpośrednio powiedziane.
Utrata ukochanej osoby jest bardzo bolesna i prawda jest taka, że jeśli ktoś szczerze kochał to nigdy nie zapomni tej osoby. Ból z czasem minie, ale wspomnienia zostaną i nic z tym zrobić nie można. Nie rozumiem, dlaczego nikt nie potrafi zrozumieć tego chłopaka. Innym ból po rozstaniu z ukochaną osobą przechodzi szybko, ale drudzy potrafią cierpieć przez długie lata. Lennan jest po prostu facetem, który obdarzył kogoś szczerym uczuciem i nie potrafi sobie poradzić z odejściem Laveny. Chociaż jest mi go szkoda i chciałabym, żeby to cierpienie już go opuściło to nie mogę ukryć faktu, iż jestem nim zafascynowana. No bo: który facet nie ukrywa swojej miłości do byłej dziewczyny? Właśnie.
OdpowiedzUsuńOho, Brenna nieźle wkurzyła Lennana i szczerze mu się nie dziwie. Dziewczyna była niesamowicie nachalna, chociaż Lennan wcale nie okazał jej swojego zainteresowania. Mógł zareagować tak gwałtownie, tym bardziej, że w jego sercu wciąż tkwi Lavena (o której nie omieszkała wspomnieć Brenna -,-). Boże, co za babsko! Jeśli chce go poderwać to nie tędy droga, aczkolwiek wątpię, by Lennan kiedykolwiek zwrócił na nią uwagę ;/.
Przyznam szczerze, że ponowne spotkanie Lennana i Deirdre mnie zaskoczyło. Może nie sam fakt, że do niego doszło, ale raczej ta radosna atmosfera, która się między nimi zrodziła... Kto by pomyślał, że po pierwszym spotkaniu będą w stanie tak swobodnie ze sobą rozmawiać. Ba! Lennan nawet się uśmiechnął w jej towarzystwie! Ten wiecznie pogrążony w smutku facet w końcu przez ułamek sekundy był szczęśliwy! Deirdre ma naprawdę na niego dobry wpływ i kto wie - może to właśnie ona będzie jego lekiem na zło? Mam taką nadzieję.
Czekam na nowość <3.
Spodziewałam się, że Lennan będzie wszystkich irytował, a tymczasem wszyscy go lubią. Wydawało mi się, że chłopak użala się nad sobą trochę za bardzo i będzie za to krytykowany, ale jestem pozytywnie zaskoczona, że się tak nie stało.
UsuńA co do Breeny to masz podobne zdanie co pozostali - że jest zbyt nachalna, zbyt pewna siebie i w ogóle najlepiej, gdyby w ogóle się nie pojawiła. Mimo wszystko nie zniknie z życia Lennana tak szybko i wcale nie będzie miała na chłopaka złego wpływu.
Deirdre zdecydowanie może pomóc Lennanowi zapomnieć o dawnej miłości i nauczyć znów się śmiać. On tez może dla niej wiele zrobić, chociażby pokazać, że mimo swojej inności może być zaakceptowana taką, jaka jest, bez ukrywania miłości do polowania i odmiennego zdania na niektóre tematy.
Sporo tu Lennana, co nie powiem, ale nawet mi się podoba. Cóż przynajmniej można lepiej poznać tego chłopaka i zaznajomić się z jego realiami. Nie żeby wcześniej o nim nie było, ale akurat w tym rozdziale pojawiło się coś nowego. ŚMIECH chłopaka! No i bezpośrednio pokazałaś, jak wielkie zainteresowanie stanowi jego osoba wśród dziewcząt. Swoją drogą brawa dla tej tajemniczej brunetki za odwagę. W końcu nie każda podchodzi do chłopaka... Niemniej jednak trzymam kciuki, że jej starania zwrócenia uwagi Lennana spalą na panewce. O wiele bardziej mi do niego pasuje Deirdre. No dobra jest ta bariera - ale ta dwójka to takie bratnie dusze :) Swoją drogą już teraz z chęcią przeczytałabym o tym ich kolejnym spotkaniu. Cóż w końcu pojawią się w nich chyba też wzajemne reakcje na posiadane talenty, a to może być ciekawe :) Tak więc do napisania! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzystojny chłopak, który chwilowo nie ma żadnej wybranki musi wzbudzać duże zainteresowanie wśród dziewcząt szukających męża ;p Jesteś pierwszą osobą, która nie ma negatywnego stosunku do Breeny! Uff, a już się bałam, że wszyscy ją znienawidzą, podczas gdy ja całkiem ją lubię. Ale oczywiście Deirdre o wiele bardziej pasuje do Lennana, mimo wszystkiego, co ich dzieli - od bariery po odmienny status społeczny. Nie, nie - nie będzie reakcji na ich talenty. To miał być żart! Nie wiem, ile dokładnie waży harfa, ale Deirdre na pewno sama nie przytargałaby jej do lasu. A Lennan też dziwnie by wyglądał podczas przeprawy pomiędzy drzewami z krzesłem ;))
UsuńHej kochana! ;*
OdpowiedzUsuńNa początku chcę przeprosić, bo z racji tego, że oficjalnie nie ma mnie w blogowej sferze, moje komentarze będą nieco krótsze niż wcześniej. Różnie bywało z ich długością, ale teraz na pewno będą skromniejsze, bo chciałabym maksymalnie wykorzystać wolny czas na pisanie. A z drugiej strony nie chcę zostawiać ukochanych blogów i separować się od nich. Dlatego mam nadzieję, że nie pogniewasz się, jeśli będę zostawiać zaledwie kilka zdań. Obiecuję, że jak wrócę to wszystko wróci do normy ;)
Podoba mi się relacja L i D, bo jest czysta i szczera. Nie muszą nic przed sobą udawać, nie muszą za wszelką cenę udawać kogoś kim nie są i mogą mówić sobie dosłownie wszystko. Poznają się od tej prawdziwej strony, co nie byłoby możliwe, gdyby pochodzili z innych światów. Bardzo mi się podoba też to, że ta relacja rozwija się dość wolno. Niczego nie przyspieszają, poznają się powoli, bez jakiś ekscesów i nagłych omdleń na swój widok. To wszystko wygląda bardzo naturalnie i ogromnie mi się podoba. No i oboje mają pasje, które realizują i które sprawiają im radość. Mam wrażenie, że są do siebie bardzo podobni i oni chyba też to widzą. Piękny początek wspaniałej relacji! <3
Pozdrawiam! ;*
Ta szczerość relacji wiąże się przede wszystkim z istnieniem Teorainn. Przez to, że bariera oddziela Deirdre i Lennana, cała znajomość może im się wydawać nierzeczywista. Mogą powiedzieć sobie dosłownie wszystko bez obaw, bo w najgorszym wypadku prosto jest zerwać znajomość - wystarczy zacząć trzymać się z dala od granicy. W jakimś sensie rzeczywiście tych dwoje jest do siebie podobnych, choć jednocześnie wiele ich różni.
Usuń